W słowie wstępnym pierwszego numeru "RudeMaker Ska Zine" napisałem, że z czasem wywiady zostaną także udostępnione w sieci. Do premiery drugiego numeru bliżej niż dalej, więc na początek wywiad z Panną Marzeną i Bizonami! Wywiad jest dość długi, co nie znaczy że nudny, więc dla wygody czytania powiększyłem nieco czcionkę.
PANNA MARZENA I BIZONY
Panna Marzena i Bizony to zespół prosto z Oświęcimia i okolic. Na początku tego roku doczekaliśmy się ich debiutanckiego albumu zatytułowanego po prostu „Panna Marzena i Bizony”. O nagrywaniu płyty, rodzinnych koneksjach członków zespołu, o koncertach (a właściwie ich niewielkiej liczbie) i muzycznej otwartości rozmawiałem z Kubą (K) i Markiem (M). Kilka słów dodał także Bocian (B).
Kto jest założycielem
Panny Marzeny i Bizonów? Czy graliście wcześniej w innych zespołach?
K: Początki to jest Arka Taty Marka. To
był projekt, który jak gdyby równolegle kiełkował w Marka głowie, Krzyśka
(czyli brata Marka) i mojej. I długo, no bardzo długo nam zeszło szukanie ludzi
do tego składu, bo my z Krzyśkiem z 2 lata gadaliśmy, gadaliśmy, nic się nie
działo, no i w końcu Marek wyznaczył taki deadline, albo zagramy próbę –
pamiętam – albo nie mówimy w ogóle o temacie. Znaleźli się ludzie, graliśmy, no
ale zawsze nam się gdzieś tam w głowach kołatało, że to ma być troszkę inna
muzyka, no i to tak na przestrzeni lat ewoluowało – dobieraliśmy po prostu,
wymienialiśmy część składu, potem…
M: Warto powiedzieć to, że w obecnym
składzie jest mieszanka ludzi, którzy wcześniej grali w zespole Ska’n’dal z
Brzeszcz, który też tam przez 3 czy 4 lata coś działał.
K: Analogia Snu.
M: Z Analogii Snu został jeden.
K: No, ale jest. Perkusista.
M: Został perkusista i w zasadzie… I
Volt Face, bo Aneta coś tam wcześniej na saksofonie grała. Aneta, czyli
Marzena.
K: Czyli w sumie po prostu pozbieraliśmy
tutaj z okolicznych zespołów, co znamienitsze postaci i powstał Panna Marzena i
Bizony.
To może ja zapytam o
zespół Ska’n’dal, bo o ile słyszałem Arkę Taty Marka i Analogię Snu, to o
Ska’n’dalu jeszcze do niedawna nie wiedziałem nic, absolutnie nie kojarzyłem
tego zespołu. Graliście gdzieś poza swoją miejscowością?
K: Dwa Skandale, z tego co wiem, były w
Polsce. Jeden pisany normalnie Skandal, natomiast drugi, w którym grał Paweł
(czyli basista), trąbka („Bart” – przyp. R), którego nie
miałeś okazji poznać, bo go nie było na koncercie w Sosnowcu, no i ja – to był
pisany, tak jak się pisze rock’n’roll,
czyli z apostrofami. To były czasy licealne, że tak powiem. Lata temu. Na
youtubie są nawet jakieś kawałki, ze 3 czy 4.
M: Jeden z bardzo proroczym tekstem:
„nie chowajcie mnie na Wawelu”.
K: Tak.
W takim razie, skąd
pomysł na nazwę Panna Marzena i Bizony, skoro żadnej Marzeny w zespole nie ma?
Chyba, że była?
M: Pierwotna nazwa miała być Panna
Dudziak i Bizony.
K: Dudziak to jest panieńskie nazwisko
naszej wokalistki, Anety.
M: Ale Aneta miała obiekcje, no i
mówiła, co jak jesteś Aneta Dudziak to, jak mamy się nazywać? Marzena i Bizony?
No tak, by było lepiej, no to niech będzie.
K: (śmiech) Na pewno nazwa jest gdzieś
tam inspirowana nazwami jamajskimi z początków tej muzyki, no bo to były tam
tego typu…
M: Ja wymyślając tę nazwę, szczerze
mówiąc bardziej się inspirowałem starymi polskimi zespołami, które się właśnie nazywały
w stylu: ktoś tam, coś tam i tajfuny czy…
K: Ja na przykład wiem, że wtedy dużo
słuchałem Byron Lee and the Dragonaires, dobrze kojarzę?
M: Mhm. Tak że takie głupie nazwy, a
mnie chodziło o coś takiego oldschoolowego, żeby nie było modne i żeby było
oldschoolowe.
K: (śmiech) Żeby ciężko zapisać, żeby ciężko
zmieścić na plakacie. My mamy takie ciągotki, wiesz? Żeby było niemedialnie.
M: Takie, żeby było drętwe, tak jak w
latach 70. właśnie się nazywały zespoły polskie.
Podobno można
powiedzieć, że wasz zespół to interes rodzinny. Powiecie coś na ten temat?
M: Tak, jak mówił Kuba, gdzieś tam ten
pierwotny materiał, pierwociny naszego materiału były tworzone przeze mnie i
mojego brata w naszym pokoju – brat grał na basie, ja na gitarce i tworzyliśmy
teksty. Czyli Marek i Krzysiek. Później… a w tej chwili można powiedzieć, że
Kuba (gitarzysta) jest już naszym szwagrem, bo z Krzyśkiem mamy jeszcze
siostrę, która na przestrzeni lat została żoną Kuby.
K: A, i jeszcze Krzysiek, czyli brat
Marka, ożenił się w międzyczasie z Anetą, czyli jak gdyby już 4 osoby, owszem,
jesteśmy już spowinowaceni jak najbardziej. Oprócz tego mamy w zespole dwóch braci,
czyli trębacz i basista, to też są rodzeni bracia. No i mamy jeszcze dwóch
rodzynków. Gdzieś się próbują wżenić, ale…
…ale jeszcze to nie
nastąpiło.
K: Dokładnie. Tak że w tym względzie,
jest to rzeczywiście interes rodzinny.
B: Ja nie wiem, na co „Rożek” (perkusista
– przyp. R) czeka, bo on jest już stary.
M: Marcin „Bocian” ciągle czeka aż
„Rożek” mu zaproponuje. (śmiech)
K: Dokładnie. I już będzie wszystko
elegancko sparowane. (śmiech) My jesteśmy przede wszystkim paczką przyjaciół i
może też po części temu ten zespół tak długo dorastał, dojrzewał do jakichś
nagrań, do tej formy, żeby i nas to satysfakcjonowało. Oprócz tego, że to jest
zespół, który gra na scenie, my spędzamy ze sobą dużo czasu i generalnie,
wydaje mi się, można powiedzieć, że jesteśmy paczką przyjaciół.
Czy to właśnie przez to
dojrzewanie, dorastanie, zagraliście tak mało koncertów na przestrzeni kilku ostatnich
lat?
M: Szczerze, to akurat nie ma nic
wspólnego z naszym byciem rodziną albo niebyciem nią, tylko raczej z tym, że
wszyscy jesteśmy, że tak powiem… Mamy swoje lata – po pierwsze. Każdy ma swoje
tematy. A po drugie, jak się ma 17, 18, 19 lat, to jest ciśnienie, żeby tylko
dla imprezy po prostu grać, wszędzie gdzie się tylko da itd. Po prostu, żeby
tylko była impreza. A tak naprawdę, kiedy już – ja mówię za siebie – mijają
lata, no to nie ma aż takiego ciśnienia, żeby po prostu grać ze wszelką cenę
wszędzie przed kimkolwiek gdziekolwiek, dla nikogo itd. Głównie jest taki
problem, że nas jest dużo w zespole, więc jakby zorganizować wypad na koncert
poza powiat oświęcimski to są koszty itd. Choć może troszkę nas rozpieściła tutaj
publiczność lokalna, że na wszystkich koncertach w okolicy zawsze mieliśmy
full. A dobrze zdajemy sobie sprawę, że jadąc gdziekolwiek dalej będzie nam
trudno, po pierwsze dostać jakąkolwiek sensowną propozycję za granie koncertu,
mówiąc o kwestiach finansowo-organizacyjnych, bo to się wiąże z tym, że tak
naprawdę poza naszym powiatem niewiele osób jesteśmy w stanie, czy może byliśmy
w stanie, zgromadzić, bo – mam nadzieję – że jakoś ta płyta czy teledyski teraz
wydane tą sprawę, chociażby po trochu, pomogą powoli zmienić.
K: Ja też myślę, że w ogóle brak nagrań
zespołu też…
B: Tak, tak.
K: Do pewnego momentu to było spoko, bo
powiedzmy Arka Taty Marka, tak jak Marek tutaj wspomniał, i potem Bizony,
lokalnie nigdy nie mieliśmy problemów, ale to tu też nas rozpieściło i jakoś
zawsze temat tego nagrania… zawsze coś gdzieś. Nawet kiedyś po drodze coś tam
nagraliśmy w jakimś studiu w Katowicach dawno temu, ale nie byliśmy z tego
zadowoleni i generalnie wszystko, co zespól miał to były jakieś proste nagrywki
z koncertów i to też utrudniało promowanie. Tak więc do kupy, jak to wszystko
zebrać, no to…
M: Ale też trzeba przyznać, że chyba
głównym powodem tego wszystkiego jest to, że jesteśmy – tak szczerze mówiąc – chyba
strasznie niezdarni organizacyjnie. Jeden ma piłkę, gra w piłkę, więc ma w
zasadzie weekendy, treningi i wszystko pozajmowane. Drugi robi zdjęcia i też
jeździ ciągle gdzieś na wyjazdy. Każdy ma jakąś tam robotę.
K: Aneta jeszcze studiuje, żeby było śmiesznie.
M: I tak naprawdę, ciężko znaleźć taką
na maksa spinę motywacyjną , żeby… Ale też nas jest ośmioro, więc… jak się gra
w trzech to łatwiej się zdyscyplinować. I też nie mieliśmy, tak szczerze
mówiąc, nigdy ciśnienia na jakieś zaistnienie, jakiś sukces, na jakąś tam sławę.
Wiesz, o co chodzi.
Wspomniałeś, że jeden
gra w piłkę, ktoś studiuje, a czy ktoś jest związany zawodowo z muzyką? Może
jest nauczycielem muzyki, może gra w jakiejś orkiestrze?
B: Z WF-u nauczyciel nie mógłby być?
Mógłby, ale…
M: W tej chwili nie. Nasz były
perkusista, który gra z nami przez cały czas, faktycznie jest związany z
muzyką, jest po studiach muzycznych? Nie, nie po studiach. Po wyższej szkole
muzycznej. Uczy w szkole, uczy grać na instrumentach, w zasadzie żyje z muzyki,
można powiedzieć, tylko i wyłącznie. No, ale też w pewnym momencie, nie tak
dawno – 3 lata temu, odszedł gitarzysta, odszedł perkusista, bo założyli zespół
weselny. Nie mieli czasu, no i też ten rozpierdol organizacyjny, to że nic nam
się ciągle nie udawało zmontować tak naprawdę i się zebrać jakoś mocniej, to
spowodowało to, że postanowili pójść w stronę zarobkową.
K: A ja tam skończyłem też jakąś szkołę
muzyczną, już starszym będąc, ale od tego czasu to mnie Marek opierdziela, że
słabo gram. Nie wiem, czy to poczytać sobie za sukces, czy nie.
Jak długo powstawał
materiał na waszą płytę? Dojrzewał, dojrzewał, aż w końcu weszliście do studia
i po prostu nagraliście, czy tam dłubaliście w tym studiu noce i dnie?
M: W samym studiu praca była
błyskawiczna niemalże, bo jak na taki duży skład…
K: I jeszcze skład bez doświadczenia,
ponieważ większość z nas nie miała doświadczenia w studio, a płytę „huknęliśmy”
w 10-12 dni w sumie. Wszystkie ślady.
M: Praca w studiu była błyskawiczna. Wątpliwość
była związana z tym, że tak, jak właśnie pytasz, ten materiał w zasadzie jest
przeglądem całego naszego grania od początku. Są kawałki, tak jak np. „Pogoda”
(czyli kawałek, w którym na teledysku kopiemy piłkę) czy „Jamajka”, które
powstawały jeszcze, kiedy dłubałem z Krzyśkiem w naszym pokoju.
K: A „Kiełbasy”?
M: Nie, „Kiełbasy” później. To już jest
piosenka żonatego mężczyzny.
K: No generalnie na tej płycie masz,
można powiedzieć, przekrój 10 lat. Tak naprawdę. Bo są tam też kawałki takie,
które w sumie jakoś przed studiem powstawały. W ogóle przed wejściem do studia,
trzeba powiedzieć, zespół naprawdę dużo pracował.
M: Ale w zasadzie, w ciągu roku przed
studiem powstała tylko „Jawka”. To sobie wyobraź, że na rok czasu przed
wejściem do studia powstał tylko jeden kawałek. Takim jesteśmy płodnym
zespołem.
K: Bo to też tak trochę może Maro
trywializuje, bo jednak pracowaliśmy nad aranżami tych numerów przed nagraniem
tych numerów, przed nagraniem płyty rok było takiej ostrej pracy, w sensie
takim, że i nagrywaliśmy to na próbach, obsługiwaliśmy, chłopaki z Vespy tego
słuchali, też były jakieś tam sugestie, więc generalnie była praca, tylko może
trochę inaczej na to patrzymy. No, bo dla Marka często, wydaje mi się, proces
pisania kawałka to ty masz napisanie tekst i melodię.
M: Nie, ja mówię materiał, czyli tą
bazę.
K: No właśnie, a dla nas to jest dopiero
baza i my potem z tym siedzimy i dłubiemy długo.
M: To trzeba tak powiedzieć, że ten
materiał, jako materiał powstawał od 10 lat i to w zasadzie bardziej w tym
pierwszym okresie, a aranże zostały zrobione już niemalże na przestrzeni 1,5
roku przed studiem, kiedy przyszedł do nas obecny gitarzysta Marcin „Bocian”,
obecny perkusista – „Rożek”, basista nowy – brat Bartka, trąbki.
K: Właśnie, bo to też temu na pewno tyle
zajmowało to wszystko. Pomyśl, no że zawsze, jak zmienia ci się człowiek z
zespołu, to trzeba z nim ten materiał od początku zrobić, a u nas naprawdę tych
ludzi się przewinęło.
Część utworów na płycie
jest jeszcze z czasów Arki Taty Marka, prawda?
K i M: Tak, tak.
Bodajże „Pogoda”,
„Pomidory”.
K: „Pogoda”, „Pomidory”, „Jawka”.
M: „Jamajka”, „King of Ska”.
A macie w zespole
podział obowiązków? Jedna osoba pisze teksty, inna tylko muzykę, czy jest
proces twórczy, wszyscy siedzicie razem i tu jedna osoba coś podpowie, tam
jakaś inna?
K: Czołowym twórcą jest tutaj Marek, szczególnie,
jeśli mówimy o tych utworach nieinstrumentalnych, no bo jednak bazę do tych
numerów bardzo często generuje Marek. Tekst jest zawsze jego i dość często też
jest tak, że to on przynosi tę linię melodyczną, a my już potem tylko bawimy
się w aranże itd. Ale też ostatnimi czasy jest tak, że czasami to my
wygenerujemy Markowi jakąś melodyjkę, a on sobie do tego daje tekst i po prostu
tak to powstaje. Tak ostatnio powstał np. kawałek „Kredyty”.
M: Ale jego nie ma na płycie.
K: Dokładnie, bo to już powstało jakoś…
nie zmieścił się, o.
A dlaczego
zdecydowaliście się wydać płytę własnym sumptem? Próbowaliście zainteresować
tym materiałem jakieś wydawnictwo, czy od razu była decyzja „wydajemy sami” i
tyle?
K: Wiesz co, próbowaliśmy, ale po
przemyśleniu wszystkich za i przeciw, po zasięgnięciu też trochę języka u
starszych kolegów, i to nie tylko z branży, z nurtu ska, stwierdziliśmy,
że…
M: Mogliśmy to oddać, bo mieliśmy
propozycję od jednej takiej niszowej wytwórni, żeby oddać to im do wydania, ale
stwierdziliśmy, że w zasadzie i tak nic z tego nie będziemy mieli, a poza tym
nawet jeszcze stracimy nad tym kontrolę, a ta wytwórnia w sumie to niewiele
więcej pewnie mogłaby nam zaproponować niż my sami jesteśmy w stanie zrobić.
A próbowaliście uderzać
do jakiejś zagranicznej wytwórni?
K: Owszem.
M: Do Bucketa.
K: W sumie to tym pytaniem to mi
przypomniałeś, że zapomnieliśmy się do niego odezwać po wydaniu płyty. Nie
wiem, czy ten temat ci tu rozwijać nawet, czy nie.
Jak najbardziej.
K: Bo wysłaliśmy demo rzeczywiście do
Bucketa z Toastersów, no i w sumie to chyba mogę powiedzieć, że się podjarał i
prosił, żebyśmy mu przysłali gotowy materiał. A my tego nie zrobiliśmy… ale
będziemy kuli temat.
M: To jest przykład naszej sprawności organizacyjnej.
K: Wiesz, Bucket z Toastersów, którym ja
się jaram całe życie, mówi mi, że spoko i że chętnie to popromuje w Europie, a
my sobie o tym przypominamy, jak ty się nas o to pytasz. Pół roku po fakcie.
M: Tak że, jakby był jakiś fajny
menadżer, który by chciał spróbować...
K: Dokładnie. To my go kochamy i
potrzebujemy.
Niedługo The Toasters
będą w Polsce, więc będzie okazja. 15 kwietnia w Warszawie, a dzień później w
Krakowie.
M: Przypuszczalnie ten menadżer popełni
samobójstwo po 2 miesiącach współpracy z nami, kiedy na przykład okaże się, że
zaklepanych było 5 terminów koncertów i na żadnym nie mamy czasu zagrać.
Wrócę jeszcze do zagranicznych
wytwórni. Często te wytwórnie wydają różne kompilacje. W zeszłym roku, np.
utwór Las Melinas znalazł się na „Skannibal Party vol. 11” wydanym przez Mad
Butcher Records. Niedawno wytwórnia Rocking Records szukała chętnych kapel
grających early reggae. Naprawdę to dobra forma promocji.
M: Powiem ci dwie rzeczy. Pierwsza to
taka, że my ten materiał mieliśmy chyba już przez pół roku i nie potrafiliśmy w
ogóle wiele z nim zrobić.
K: Pół roku zajęły nam prace wydawnicze.
Ale wydawaliście sami,
więc to już jest jakieś usprawiedliwienie.
M: Tak naprawdę to, co zrobiliśmy można
było zrobić w 1,5 miesiąca, jak byśmy mieli po 18 lat i spinkę na to, żeby to
jak najszybciej poukładać.
K: Dokładnie.
M: To by to zajęło 1,5 miesiąca. Nam to
zajęło pół roku, bo tak naprawdę – tak, jak mówię - nikt się nie poczuwał,
nikomu tak do końcu nie chciało się w to na maksa zaangażować.
Generalnie, już
zostawiając wątek wydawnictw, większości (właściwie to prawie wszystkim)
znanych mi ludzi, niekoniecznie słuchających na co dzień ska, wasza płyta
bardzo się podoba. Jest jednak pewna rzecz, do której sporo osób się
przyczepia. Zgadnijcie, do czego konkretnie.
K: Zbyt, nie wiem, taka delikatna?
Nie. Chodzi o teksty, że
są głupie, niepoważne. Dla mnie akurat to jest plus, że jakaś kapela ska
wychodzi poza pewien liryczny kanon. Wy śpiewacie np. o kiełbasie. Dla mnie to
jest plus, dla innych niekoniecznie.
M: No wiesz co, mówię cały czas za
siebie, ja nigdy nie miałem ciśnienia na to, żeby być zaakceptowanym przez
jakąkolwiek scenę, środowisko.
K: My po prostu chyba tacy trochę
jesteśmy.
M: No właśnie. Na przekór, wiesz.
K: Ja nie wiem, czy to jest, że robimy
na przekór. Mnie się wydaje, że po prostu ta płyta nas oddaje. No my tacy
jesteśmy trochę. Marek ma taki, a nie inny dystans do życia i stąd pewnie
takie, a nie inne te teksty. Ja na przykład długo miałem takie rozterki, bo ja
mam jakby troszkę inne inspiracje muzyczne niż tutaj Marek, Krzysiek. No summa
summarum to zawsze rozbija się o ta Jamajkę, ale gdzieś tam w detalu jest coś
innego. Ja też przez pewien czas miałem z tym problem, z tą warstwą tekstową,
ale summa summarum to jesteśmy my. To jest naprawdę szczere. Myślę, że możemy
tak śmiało powiedzieć. Te teksty to są w większości prawdziwe przeżycia Marka,
chyba wszystkie. Te teksty są jakimś punktem zapalnym, były wydarzeniem w życiu
Mara, a to, że on ubiera to w takie, a nie inne słowa to już jest detal.
Wspomniałeś o
inspiracjach. Duży jest przekrój waszych inspiracji? Powiedziałeś, że głównie
rozbijają się o Jamajkę, ale pewnie słuchacie też innych rzeczy.
K: Oj tak.
Zabrzmiało groźnie.
K: Znaczy wiesz, groźnie. No bo o tyle,
o ile ja mógłbym o sobie powiedzieć 5-10 lat temu, 10 bardziej, że słucham
rzeczywiście ska i słucham punk rocka, bo tak miałem wtedy, to teraz kocham
muzykę jako taką i po prostu szukam rzeczy świeżych, i czy to jest elektronika
w tym momencie, czy to jest jazz, czy ciągnie mnie gdzieś w stronę folku, to
dla mnie nie ma znaczenia. Jeśli to jest dobra nuta to ja jej słucham, jeżeli
mnie inspiruje to jej słucham. Jeżeli jest słaba to może to być równie dobrze
ska, co punk rock czy hip-hop. Po prostu ja o tym zapomnę.
A reszta?
K: Jeśli mógłbym dodać za tych, których
nie ma, bo ci, którzy są pewnie zaraz sami będą się bronić, to wydaje mi się,
że mamy to szczęście, że generalnie jesteśmy dość otwartymi muzycznie głowami. Bo
u nas naprawdę przekrój tych inspiracji, jakbyś to wypisał, to byś zrobił
encyklopedię muzyki rozrywkowej.
M: Ale właśnie ja się nie zgodzę z Kubą.
Wiesz dlaczego? Bo graliśmy w zespole na początku, tak jak była Arka Taty Marka
i wiesz, że tam właśnie tak było. Byli ludzie z bajki rock’n’roll i jakieś
takie te, i oni tak naprawdę grali z nami ska w ogóle tej muzyki nie słuchając.
A w tej chwili…
K: Ok, ale zawsze trzonem jest Jamajka.
M: Wszyscy z nas, każdy w zasadzie
niemal, jest mocno utopiony w muzyce reggae, ska, ska-jazz, ale naprawdę możemy
powiedzieć, że dopiero teraz, w tym momencie 100% składu jest naprawdę ludzi,
którzy…
K: Chcą grać ska.
M: I którzy słuchają ska na co dzień.
K: Tak, ale nie tylko ska. Gdybyś chciał jakieś konkretne
inspiracje to dla mnie na przykład megamistrzem i gościem, który zawsze mnie
inspirował i będzie inspirował jest Tim Armstrong (amerykański gitarzysta i
wokalista, współzałożyciel zespołu Rancid, założyciel wytwórni Hellcat Records,
jego ostatni projekt to Tim Timebomb – przyp. R).
M: Kuba, ty jesteś w sumie taki trochę dalej wysunięty z
tym wszystkim.
K: Właśnie, dokładnie.
M: A cała reszta, wiesz. Ja myślę, że każdy gdzieś jest
zafascynowany muzyką reggae. Mniej lub bardziej.
K: Ja na przykład najmniej.
M: A Kuba najmniej. Dlatego mówię, że Kuba jest jakby
trochę wysunięty, dlatego że jeśli chodzi o otwartość u innych, to ona nie jest
taka duża. Ta otwartość nie jest taka duża, bo raczej nikt na co dzień nie
słucha, tak na maksa, jakiegoś rock’n’rolla czy tam coś.
K: Ja ci powiem tak, ja zaczynałem od ciężkiego grania, ale
szybko ukierunkowałem się na daną muzykę i to była akurat muzyka… faktycznie
zacząłem od muzyki reggae i jakoś gdzieś tam to ewoluowało, coraz głębiej
drążyłem ten temat i skończyło się po prostu na typowym „deepie”, typowo
rootsowej muzyce. No i tak zostało, ale nie mówię, dość często, codziennie
praktycznie słucham sobie kawałków naprawdę starych – czy Franka Sinatry, czy…
M: Paweł słucha jazzu.
K: Też mi się zdarza często słuchać. Stara muzyka, tak lata
60. do 80., taką muzykę.
B: Ja też na przykład uwielbiam takie klimaty.
M: Tak, tylko że bardzo często w zespołach jest tak, że z
tych 6 ludzi, którzy grają w jakimś tam gatunku, to tak naprawdę 3 jest z
bajki, 3 jest zupełnie nie z bajki.
K: Dokładnie. To u nas tego nie ma. U nas wszyscy kochają
ska, kochają rocksteady.
M: U nas wszyscy generalnie, można powiedzieć, wychodzą od
muzyki jamajskiej. Wszyscy wychodzą z muzyki jamajskiej, w różne strony.
K: Część z nas ma dużo szersze horyzonty niż tylko roots.
M: Chociaż, ja bym chciał dodać, że ja na przykład swojego
czasu słuchałem i gdzieś tam ciągle mam jakiś sentyment, bardzo mocno lubię
muzykę street punkową, oi!-ową. Zresztą Krzysiek, mój brat, również. Gdzieś tam
pozostały te pierwociny, choćby pod względem tekstowym i jakby takiego nie
klimatu nawet, nie chodzi o stylistykę, o takiego ducha gdzieś tam tego
wszystkiego. (śmiech) Uważam, że to tam ciągle jest, gdzieś tam.
Wasza, tak jak mówicie, „muzyczna
schizofrenia” jest dla mnie plusem, ale słychać, że macie jakieś wspólne
korzenie, muzyczne zainteresowania, a przede wszystkim, że lubicie to, co
robicie. Taki mały, ale istotny szczegół.
B: Tak, ale wydaje mi się też, że my na
tyle teraz zgrywaliśmy się i zgraliśmy się, to jak się tą muzyką bawiliśmy, jak
to ewoluowało przez dłuższy okres czasu, to wydaje mi się, że teraz jest nam
zdecydowanie łatwiej połączyć i łączymy to w tym momencie – elementy jazzu ze
ska, no bo to, że tak powiem, pasuje jak pięść do gęby.
K: Wydaje mi się, że po prostu gdybyś
usłyszał te nowe kawałki, które się dzieją, to są już takie troszkę nowe
kawałki, troszkę inne. Może nie w klimacie, bo klimat jest ten sam, ale
generalnie…
M: Ja spuentuję to tak, że jak spotykamy
się na imprezach, a spotykamy się, jak to rodzina, bardzo często, to w zasadzie
ktokolwiek cokolwiek nie puści to najczęściej się wszystkim podoba, więc to
chyba jest wyznacznik tego, że raczej wszyscy żyjemy w tej samej mniej więcej
bajce.
K: Dokładnie.
M: Czasem Kuba jest skreślany, bo tam
coś wymyśli, jakąś nowość ze świata, no i się nie przyjmie, ale generalnie…
K: Jak Mara nie ma na salce i sobie coś
puszczamy nawzajem to wszystko wszystkim „siada”. (śmiech)
A czy są artyści, z
którymi chcielibyście kiedyś współpracować, nagrać coś, może zagrać na jednej
scenie?
K: Tim Armstrong. Ja ze Stonesami bym
chciał. I o Beatlesach też myślimy! (śmiech) Wiesz co, my możemy uchylić rąbka
tajemnicy, tak bardziej przyziemnie, ale dla mnie to jest naprawdę
megawspaniały artysta, chociaż w sumie to tutaj w zespole to chyba tylko ja mam
taką „zajkę” na gościa…
M: Że co?
K: Zigi Litvin. Nie wiem, czy słyszałeś
o takim gościu. To jest muzyk, artysta z Krakowa. Będzie remiks naszego
kawałka, więc to z takich najbliższych planów. Możne nie wspólny występ, bo nie
będziemy chyba koncertować razem, natomiast będzie w takiej ciut bardziej
tanecznej wersji remiks naszego kawałka. A na przyszłość? Nie wiem. Ja się
upieram – Tim Armstrong. Chłopaki?
M: Ja szczerze mówiąc nie mam takich
pomysłów. Powiem ci, że jak chodziłem na studia - jeszcze nawet na gitarze nie grałem, znaczy
uczyłem się, gdzieś tam klepałem, jakieś tekściki pierwsze wymyślałem – i
słuchałem Toastersów, to pamiętam jedną imprezę, jeszcze nawet zespołu nie
miałem żadnego, powiedziałem: zagrać kurwa koncert ska i umrzeć przed
Toastersami! No i zagraliśmy przed Toastersami w Rude Boyu (klub w Bielsku-Białej – przyp R),
no ale nie umarłem jeszcze, na razie. (śmiech) Chociaż teraz już tak bardzo
Toastersi nie rzucają mną po ziemi.
K: Właśnie, bo jak teraz tak sobie o tym
myślę, to dla mnie tych parę lat wstecz, taki koncert Toastersami, nawet
koncert z chłopakami z Vespy, to po prostu to było, za przeproszeniem, kurwa
mać ja pierdolę. No przecież myśmy byli bajtle jeszcze, no może nie bajtle, ale
młodziaki i chociażby te koncerty to… Ja jeszcze tam miałem przyjemność kiedyś
grać w Bomb The World i tam też supportowaliśmy z Bomb The World parę takich
zespołów, które no dla mnie to byli bohaterzy młodości, więc nie wiem, czy
jakoś tak teraz, nie odbierz tego źle, ale może po prostu… już o tym nie
myślimy.
M: Jak bym mógł to bym chciał zagrać
przed Madnessami.
K: No tak, to na pewno. Dokładnie. Przed
Madnessami to jest ten…
W takim razie Panna
Marzena i Bizony na Heineken Open'er, bo chyba tylko Heineken stać na Madnessów? (zagrali na Heineken Open'er Festival w
Gdyni w 2009 r. – przyp. R.)
K: Piwa, by nie starczyło dla zespołu
naszego. (śmiech)
B: Ale na to też byłoby ich stać.
M: Ja nie wiem, czy bym się odnalazł na
tak dużej scenie.
K: Ja nie mam kabli takich długich. Na
pewno.
W zeszłym roku
nagraliście piłkarski klip do „Pogody”. Jesteście fanami piłki nożnej, sportu?
K: Sportu na pewno. Piłki nożnej to już
tak w detalu, ale tak. Jak najbardziej.
B: To była taka myśl, żeby zrobić po
prostu coś, coś żeby gdzieś zaistnieć w tym internecie jednak, żeby się tam
pokazać.
K: Chcieliśmy się wstrzelić na to Euro.
B: Tak, że coś jest, jakiś event w
Polsce organizowany dość duży, gdzie trafia do kilkunastu milionów ludzi na
świecie, no i tak pomyśleliśmy, że tak będzie łatwiej.
M: Tak à propos to chciałbym ci
uświadomić moje poświęcenie w tym momencie, bo właśnie Arsenal gra z Bayernem
Monachium.
K: Tak naprawdę dla Marka i dla Krzyśka
to na przykład piłka nożna to jest kawał ich życia.
M: Krzychu, mój brat, jest piłkarzem
gdzieś tam na poziomie okręgówki, trenerem, trenerem juniorów. Ja też gdzieś
tam się w piłkę bawiłem i nawet byłem dziennikarzem sportowym swego czasu.
Ciągle lubię ligę angielską. (śmiech)
Niedługo kończymy, więc
może jeszcze zobaczysz końcówkę meczu. Nie można się aż tak poświęcać.
(śmiech)
Chciałbym się dowiedzieć
kilku technicznych szczegółów o waszym albumie, np. kto jest odpowiedzialny za
szatą graficzną itd.
B: Takie rzeczy, jak szata graficzna,
projekty robił nasz znajomy.
K: Któremu bardzo chcielibyśmy
podziękować. Bardzo!
B: Podziękować za to, że nam po prostu
pomógł zrobić to i zrobił to naprawdę bezinteresownie. Uznamy, że tak powiem kolokwialnie,
miał po prostu na to zajawkę. Chodzi o SZYMONA KUŚMIERCZYKA. On brał udział też
w kilku takich naprawdę fajnych projektach, plakatach, gdzieś jakieś filmy
tudzież też jakieś okładki na płyty robił wcześniej. Naprawdę wykonał kawał
dobrej roboty. Troszkę to trwało, bo robił to poza czasem swojej pracy, no i
dał nam też po prostu namiary na wytwórnię, gdzie wytłoczą tą płytę, gdzie
wydrukują tą całą okładkę, te digipacki. Pomógł nam bardzo dużo, jeżeli o te
rzeczy chodzi.
A mastering, miksy? Chłopaki
z Vespy, czy wy też tam coś dłubaliście, że się tak wyrażę?
M: Mastering i miksy były robione przez
Darka, który nas nagrywał, jest właścicielem studia, w którym się nagrywaliśmy
i one były robione przez niego, z konsultacjami chłopaków z Vespy. To tak
wyglądało, ale to nie robili chłopcy z Vespy, tylko po prostu robił ten Darek.
K: Kab-Art. Studio.
M: Puszczał im i nam oni jakby swoje
sugestie do tego dodawali.
K: Po konsultacjach też z nami, bo
zawsze tam nam jakieś rzeczy podsyłali, no i była tam rozmowa na ten temat, jak
byśmy chcieli, żeby to miało wyglądać, brzmieć.
Dobrze
wiedzieć, bo gdzieś tam w necie wciąż, jeśli ktoś pisze o waszej płycie, to
przewija się wątek Maćka i Krzaka z Vespy. Do tej pory myślałem, że to właśnie
oni was nagrywali, że oni byli odpowiedzialni za wszystkie techniczne sprawy.
K i
M: Nie, nie.
K: Ale gdybyś w ogóle mógł to wpleść (co
niniejszym czynię – przyp. R), bo naprawdę ten człowiek w tym studiu
robi tak dobrą robotę w kwestii nagrywania… bo ja akurat miałem tam przyjemność
nagrywać wcześniej 2 czy 3 płyty, więc jakieś doświadczenie z tym mam. Po
prostu warunki pracy, jakie nam ten człowiek zapewnił, jego cierpliwość, w
ogóle to studio. Jesteśmy mu megawdzięczni, megadobrą robotę wykonał. DAREK
KABACIŃSKI z KAB-ART STUDIO.
M: Tak naprawdę, powiem ci, przy pracy
nad tą płytą, któryś z chłopaków z Vespy był cały czas. Któryś z nich zawsze
był przy tym nagraniu.
K: Oni byli producentami po prostu. Ich
założeniem, na samym starcie, było to, żeby ona była jak najbardziej naturalna.
Zaczęliśmy dość
standardowo, więc i zakończmy w taki sposób. Czy chcielibyście coś jeszcze
powiedzieć czytelnikom?
K: Na pewno chcielibyśmy zachęcić do
sprawdzenia naszego materiału, który jest dostępny na stronie www.pannamarzenaibizony.pl.
Jeżeli komuś wpadnie to w ucho i jeżeli ktoś chciałby docenić nasza pracę to
zachęcamy do kupna płyty, którą – tak, jak wspomniałeś - wydaliśmy własnym
sumptem i w pewnym sensie no jesteśmy z tego dumni. Przynajmniej ja jestem
dumny z zespołu, z chłopaków i chcielibyśmy może powiedzieć młodym zespołom,
które gdzieś coś tam kombinują, że nie ma co narzekać, że w Polsce jest bieda,
bo spokojnie nawet grając taką muzykę, jak u nas, można nagrać płytę.
M: Ja bym chciał jeszcze powiedzieć
takie coś, że jeżeli są ludzie, którym się podoba nasza muza i gdzieś tam coś
działają na scenie czy nie, to bardzo byśmy byli wdzięczni i chętni za to, żeby
nam pomóc gdzieś tam, zaprosić nas na przykład, pomóc zorganizować jakąś
imprezę gdzieś poza rogatkami powiatu oświęcimskiego.
K: Prawo jazdy mamy, dojedziemy.
B: Ja bym chciał dodać, że wszyscy
ludzie, którzy słuchają ska, są na to w jakiś sposób zajawieni, żeby pchali,
ciągnęli tą muzę po całej Polsce, żeby się robiła taka mała rodzina i żebyśmy
mogli sobie wszyscy nawzajem pomagać.
Jak to określili twórcy
filmu „Ska Delight”, połączmy wszystkie ska kropki. Wy jesteście jedną z nich.
Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony czas.
Panna Marzena i Bizony w sieci:
https://www.facebook.com/pannamarzenaibizony
http://pannamarzenaibizony.pl/
http://www.youtube.com/user/pannamarzenaibizony
https://www.facebook.com/pannamarzenaibizony
http://pannamarzenaibizony.pl/
http://www.youtube.com/user/pannamarzenaibizony
Wywiad dostępny jest także na RudeMaker.pl!