Zapewne każdy z was ma listę kapel, które koniecznie musi zobaczyć przed śmiercią. Na mojej liście, wśród zespołów punk rockowych, chyba najwyżej jest, a właściwie był, The Toy Dolls. Tuż za nimi o drugie miejsce walczą The Boys i The Dickies, ale mniejsza o to. Pod koniec 2011 r. na facebooku Toy Dollsów lider zespołu napisał, że ich management znalazł promotora, który chce zorganizować ich koncert w Polsce. Ostatecznie organizator się wycofał, więc pojechałem na koncert do Pragi. W dniach 18-19 maja zespół Tři sestry obchodził swoje 27 urodziny i z tej okazji zorganizował festiwal Barvy Léta - Open Air Fest, którego gwiazdą był nie kto inny, tylko właśnie The Toy Dolls. Tak się jednak złożyło, że koncertu nie zobaczyłem, za to posłuchałem go z dość sporej odległości. Cóż, bywa i tak. Miałem tylko nadzieję, że w miarę szybko zagrają w naszym kraju. No i się doczekałem!
1 listopada 2012 r. na facebooku Olga napisał:
Right, as I mentioned earlier, we have finally got a show sorted out for this country! hard work I can tell ya!
Its been 17 years since we were there, 1995, since the promise of shows fell through earlier this year, our management have been hard at work to confirm this one.
We do apologise that it may not be in a town near you, and that there's only 1 show, but finding the right promoter to do any shows here has been crazily difficult, really!
It is CONFIRMED! and hopefully I can get permission to tell you the venue and town soon, possibly today.
And the country is......
W pierwszej chwili nawet nie zwróciłem uwagi na to, że mapka jest delikatnie mówiąc zdezaktualizowana. Jednak kto by zwracał uwagę na takie pierdoły. Liczyło się to, że wreszcie zobaczę THE TOY DOLLS. Pozostało czekać na datę i miejsce. Właściwie to z góry wiedziałem, że nieważne gdzie i kiedy to będzie, to i tak pojadę. Padały różne propozycje miast - Warszawa, Kraków, Katowice, Łódź, nawet Czerwionka. 12 listopada wszelkie wątpliwości rozwiał sam zespół:
Here we go:
MARCH 16th 2013.
POLAND, Gdynia Klub Ucho.
W Gdyni byłem tylko raz, w czasie wycieczki na tzw. zielonej
szkole, więc tym lepiej, przy okazji pozwiedzam sobie miasto. Po kilku dniach
ogłoszono dwa supporty. Niestety, żadnego z nich nie darzę atencją.
Bilet miałem już w grudniu - nie ma to, jak dostać taki
prezent pod choinkę! - więc wystarczyło ogarnąć dojazd i ewentualnie nocleg.
Ostatecznie z tego ostatniego zrezygnowaliśmy, po co dodatkowo płacić, skoro
można się wyspać w pociągu. Tak się złożyło, że to PKP można było dojechać
najmniejszym kosztem, za bilet podróżnika ważny od godz. 19 w piątek do godz. 6
w poniedziałek trzeba było zapłacić tylko 74 zł. Po 23:30 dotarliśmy na
katowicki dworzec - po remoncie wreszcie nie śmierdzi tam bezdomnymi i nie pałętają
się stada ćpunów i żebraków - gdzie spotkaliśmy się z towarzyszami podróży. O
23:59 (i to chyba nawet bez opóźnienia) ruszyliśmy z Katowic. W pociągu byli
niezbyt trzeźwi kibice pewnego pasiastego klubu z Krakowa (w sobotę mieli grać
z Arką Gdynia - info o Wielkiej
Triadzie), więc zapowiadała się "miła" podróż. Na szczęście obyło
się bez żadnych przygód, polało się trochę wódki, coś się przekąsiło i czas
jakoś szybciej płynął. Następny przystanek - stacja Poznań Główny. Dotarliśmy
tam z opóźnieniem, ale i tak zdążyliśmy przesiąść się na pociąg do Gdyni, do
której ostatecznie i tak nie pojechaliśmy... Jako że niezbyt często bywam(y)
nad morzem to wysiedliśmy w Gdańsku i postanowiliśmy pochodzić trochę po
Starówce, no i zobaczyć morze (a co!).
Na ul. Św. Ducha zajrzeliśmy do kawiarni Factocum, jechało się z kawoszami, którzy bez porannej kawy nie mogą żyć, więc trzeba było gdzieś pójść. Co ciekawe, dziewczyna za kasą (teoretycznie baristka) nie potrafiła zrobić zwykłej czarnej kawy. Kolejne punkty zwiedzania to oczywiście Długi Targ, obowiązkowe zdjęcia pod Fontanną Neptuna, pobieżne obejrzenie zabytkowych kamienic i przejście na Długie Pobrzeże. Miasto, a przynajmniej centrum, wygląda bardzo ładnie, co dziwić nie powinno, wszak to miejscowość turystyczna. Szkoda tylko, że ceny dostosowane są bardziej do kieszeni przeciętnego turysty z Niemiec, niż z Polski.
Później nasi współtowarzysze postanowili pojechać do Sopotu na molo, a my poszliśmy szukać Stoczni Gdańskiej. W końcu do jakiejś części Stoczni doszliśmy, aczkolwiek nie do tej, którą chciałem zobaczyć. Nie było Pomnika Poległych Stoczniowców. Mówi się trudno, następnym razem, jak będzie więcej czasu, się go zobaczy.
Gdy już porobiliśmy sobie sweet focie na tle stoczniowych żurawiów, w te pędy ruszyliśmy na dworzec główny. Obok budynku dworca czekali już nas dzielni polscy milicjanci, zarówno mundurowi, jak i tajniacy. Powód? Pociąg z kibicami Cracovii, o których czytaliście kilkanaście linijek wyżej, przejeżdżał akurat przez Gdańsk, a jako że - oględnie mówiąc - niezbyt się lubią, poleciało trochę petard, butelek i piosenek z gatunku "jestem cwaniak i jebaka, bo siedzę w zamkniętym pociągu razem z kolegami" (jak zachowują się kibice piłki nożnej, wie chyba każdy). Popatrzeliśmy z politowaniem na tę swołocz i czekaliśmy na swój pociąg, którego wciąż nie zapowiadano (a takie rzeczy nie zdarzają się nawet w PKP). Jak się poniewczasie okazało, naszym pociągiem był ten z kibicami. Nikt jednak nie raczył go zapowiedzieć, ani tym bardziej poinformować czekających pasażerów, że odjedzie z innego peronu. Po udaniu się do punktu obsługi klienta, niezbyt miła pani, po zadzwonieniu do osoby zapowiadającej pociągi, oświadczyła nam, że... pociąg przecież zapowiedziano. Taaak, jasne. PKP jak zawsze bez winy.
Przez idiotów z PKP musieliśmy pojechać do Gdyni SKM-ką, na szczęście nie trzeba było na nią długo czekać. Dojechaliśmy na tyle wcześnie, że zdążyliśmy zrobić zakupy, a nawet nawet zahaczyliśmy o gdyński port, gdzie można było zobaczyć Dar Pomorza, okręt wojskowy oraz... Bar Pomorza. Można tez było zjeść flądrę, podobno z nocnego połowu.
Zbliżała się godzina 19 (czyli, teoretycznie, godzina rozpoczęcia gigu), więc trzeba było zacząć kierować się w stronę klubu Ucho. Nigdy wcześniej w nim nie byłem, za to sporo o nim słyszałem, dlatego też spodziewałem się czegoś... sam nawet nie wiem czego. Na bramce ochrona z wykrywaczami metalu, który - jak usłyszeliśmy już po wejściu na teren Ucha od ludzi stojących nieopodal - u jednej osoby wykrył folię aluminiową, w którą zawinięto kanapki, a u drugiej nie wykrył paska z metalowymi ćwiekami. Ot, technika.
Po wejściu do samego klubu okazało się, że nie ma tam gdzie usiąść. Serio, nie było ani jednego fotela czy krzesła. Jakoś trzeba było zrobić miejsce, by upchać jak najwięcej ludzi, których notabene nie było zbyt dużo. Sporo było na pięterku na "balkonie", jeszcze więcej przed klubem itd.
Chyba żaden koncert w Polsce nie może odbyć się bez opóźnienia, więc po marnej godzinie (ok. 20:05), na scenie rozłożył się zespół Sexbomba, istniejąca od prawie 30 lat kapela z Legionowa. Widziałem ich już wcześniej kilka razy - w Łodzi przed Anti-Nowhere League i Peter And The Test Tube Babies, w Legionowie przed 999 oraz na Punk Rock Majówce w Czerwionce-Leszczynach. Wiedziałem więc czego mogę się spodziewać. Sęk w tym, że o ile w Czerwionce (wtedy widziałem ich pierwszy raz) zagrali w miarę nieźle, to w Gdyni była to istna masakra, i to w jak najbardziej negatywnym sensie tego słowa. Cytując refren jednego z kawałków Komet:
nuda, nuda, nuda
nic nie dzieje się
Chociaż może nie, jest bowiem różnica między nudnym koncertem, a kiepskim. Publiczność bawiła się tak "dobrze", że wokalista (w koszulce własnej kapeli - chyba wiadomo, która piosenka jakiego zespołu pasuje tu wręcz idealnie?) sam wręcz żebrał o to, by ludzie zechcieli (chociaż anemicznie) bisa. Niestety, dla niego rzecz jasna, sporo ludzi, zwłaszcza tych na tyłach, miała go po prostu w dupie. Dodam tylko, że Sexbomba zagrała m.in. "Alarm", "Świnię", "Żmiję", "Życie jak punk rock", "Prawdziwe oblicze Szatana", "Dziewczyny kochajcie łysych", "Lipiec '86" i na bis "Pocztówkę z Londynu", czyli co nieco z różnych płyt, z przewagą piosenek z ostatniego albumu pt. "CTRL+ALT+DELETE". Zakończyli ok. 21.
fot. Aneta Stańska |
fot. Aneta Stańska |
fot. Aneta Stańska |
fot. Aneta Stańska |
Po reprezentantach Legionowa na scenę wszedł Po Prostu, zespół przez niektórych uważanych za legendę polskiego punk rocka. Dla mnie to - nomen omen - po prostu kiepski kabaret z człowiekiem, któremu wydaje się, że umie śpiewać. Już wiem dlaczego mój kontakt z twórczością tej kapeli ograniczył się do jednego przesłuchania płyty "Madona+Dżakson=Prins". Przez 5 minut można na ich "szoł" popatrzeć, ale później to już raczej żenujące jest.
Oczywiście, co innego "Napierdalam dyskomana", ten kawałek akurat jest świetny, ale żeby go posłuchać nawet nie trzeba kupować płyt PP, wystarczy mieć drugą część składanki "Muzyka Ulicy - Muzyka Dla Mas" wydanej przez Olifant Records. Chociaż, z drugiej strony, tyle tam kontrowersyjnych zespołów (vide Sztorm 68, Contra Boys, The Gits, All Bandits, The Junkers), że nie każdy może mieć ten krążek na swojej półce.
Szczepan i ekipa zaczęli grać ok. 21:10. Publiczność usłyszała "Ład, ład bum cyk zet", "Prawdziwych wieśniaków już nie ma", "Dynksiara", "Widok jego ryja zabija", "Zniszczyć drożyznę", "Światowy głupiec". Specjalnie rozejrzałem się wokół, żeby sprawdzić, jak ludzie reagują na Po Prostu i z naprawdę wielu twarzy można było wyczytać
Supporty też można by dobrać lepiej, ot chociażby zaprosić Bulbulators, Pils, The Damrockers (o ile jeszcze grają) lub Nowy Świat. Mógłbym się założyć, że naprawdę konkretnie rozgrzaliby publikę, a przynajmniej lepiej niż Sexbomba i Po Prostu.
niech ten ciul wreszcie zejdzie ze scenyA to ktoś grał sobie na komórce, a to ostatkiem sił podpierał scenę, a to ziewał z nudów. Mimo że kapela grała niecałą godzinę (skończyli ok. 22) to ciągnęło się to niemiłosiernie. Nie tylko ja przejechałem ponad 600 km, żeby zobaczyć Toy Dollsów, więc organizator powinien jednak pójść po rozum do głowy i zostawić jakiekolwiek miejsca do siedzenia (nie, podłoga do takowych nie należy).
Supporty też można by dobrać lepiej, ot chociażby zaprosić Bulbulators, Pils, The Damrockers (o ile jeszcze grają) lub Nowy Świat. Mógłbym się założyć, że naprawdę konkretnie rozgrzaliby publikę, a przynajmniej lepiej niż Sexbomba i Po Prostu.
fot. Aneta Stańska |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Aneta Stańska |
Na szczęście Toy Dollsi zrekompensowali kiepskie supporty. Po supportach zaczęły się wędrówki ku scenie, by być jak najbliżej. Najpierw puszczono fragment "An der schönen blauen Donau", jednego z najbardziej znanych walców Johanna Straussa syna, a po chwili na scenę wyszły gwiazdy wieczoru - Michael "Olga" Algar, Duncan "The Amazing Mr. Duncan" Redmonds i Tom "Tommy Goober" Blyth. No i się zaczęło!
Cała trójka, wszyscy w identycznych wdziankach, ostro dawała czadu. Olga, lider zespołu, który ma na karku już 50 lat, brykał po scenie, niczym chyży nastolatek. Czyżby na backstage'u wciągnął co nieco dla dodania energii? Były układy taneczne z basistą, był stage diving ludzi, którzy wleźli na barierki i uniknęli zrzucenia przez ochronę, było chóralne (aczkolwiek to pewnie nie było 100% możliwości publiki) odśpiewywanie dobrze znanych hitów, chociażby "Nelly The Elephant". Popadało trochę "śniegu", Olga wyrywał włosy z klaty (David Hasselhoff może o takiej tylko pomarzyć), miał też astmę.
Grupa zagrała przekrojowy koncert, było i coś z debiutanckiego albumu, i z "Bare Faced Cheek", i "Absurd-Ditties", a nawet ostatniego, jak do tej pory, "The Album After the Last One". W trakcie koncertu całkowicie straciłem poczucie czasu, nie jestem więc w stanie napisać ile trwał występ Brytyjczyków. Wiem za to, że było świetnie!
Po zakończeniu koncertu był bis, a potem jeszcze jeden. Publiczność domagała się kolejnych, no ale - podobno - co za dużo do niezdrowo. W klubie nie było gdzie siedzieć, więc pozostało ruszyć w stronę dworca PKP, gdzie po zakupieniu czegoś do jedzenia i picia, można było usadowić się na ławce. Później "trochę" czekania i wio na Śląsk.
Poniżej setlista Toy Dollsów i garść zdjęć.
Najpierw skan oryginalnej, skrótowej
a tutaj wersja elektroniczna
fot. Aneta Stańska |
fot. Jakub Gliniecki / muzyka.wp.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. www.toydolls.fan.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. Aneta Stańska |
fot. Jakub Gliniecki / muzyka.wp.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl |
fot. www.toydolls.fan.pl |
fot. Maciej Czarniak / Trojmiasto.pl
Na koniec 2 materiały filmowe - oficjalna relacja klubu Ucho oraz niemal cały koncert Toy Dollsów w dość znośnej jakości.
|
Bilety na koncert, co częste w przypadku Toy Dolls, zostały wyprzedane w przedsprzedaży, więc osoby które odkładały ich kupno (a niezbyt często zaglądały do sieci) mogły mieć niemiłą niespodziankę. Jeszcze kilka słów o zebranych ludziach, w Uchu można było zobaczyć pełen przekrój wiekowy. Byli i ludzie, którzy są równolatkami Olgi, niektórzy byli na pierwszym gigu Toy Dollsów w Polsce, byli i ci młodsi, mający na karku kilkanaście wiosen. Sam zespół nie przypuszczał, że ktoś ich jeszcze w Polsce słucha (a może to tylko takie zgrywanie się?). Kilka dni po gdyńskim koncercie niewiasta o pseudonimie Alko (ze strony toydolls.fan.pl) zadała Oldze kilka pytań. Z tego miniwywiadu dowiadujemy się, że:
Oczywiście wielkie dzięki za niezły koncert, ale... kiedy wrócicie do Polski?
Też nam się podobało, dziękujemy! Nasz menadżer rozmawia z tymi samymi promotorami o jeszcze jednym, dwóch koncertach w różnych miastach, miejmy nadzieję, że dojdą do skutku!
Znowu Gdynia?
Nie, kolejny koncert nie będzie tak bardzo na północ.
Osoby śledzące facebooka i stronę kapeli wiedzą już, że koncert ten odbędzie się 19 października w Krakowie! Obecność obowiązkowa!
Dżizas, czy autor tego bloga był na koncercie punk-rockowym, czy na wycieczce z gimnazjum ? Dawno nie czytałem takiego piardu ... Marcin
OdpowiedzUsuńAutor tego bloga nie miał wątpliwej przyjemności bycia uczniem gimnazjum, za to miał niestety nieprzyjemność być na megasłabych koncertach Po Prostu i Sexbomby. W skrócie: zaorać je i zalać betonem.
OdpowiedzUsuń"Dżizas" anonimowy Marcinie, jak ktoś czeka tyle na koncert to wybranie sie w końcu na niego jest taką właśnie wycieczką ŻYCIA :D hehe
OdpowiedzUsuńA po koncercie to nie "ludzie" zadali pytania tylko ja sama :P
pozdrawiam
Alko
www.toydolls.fan.pl
Już zmienione. ;)
OdpowiedzUsuń