Hiszpańskie kapele grające muzykę jamajską nieczęsto zapuszczają się w dzikie rejony zwane Polską, ba! bodajże od 2009 r. kiedy to dwa koncerty zagrała Alamedadosoulna, w naszym kraju - jeśli się nie mylę - nie było żadnego przedstawiciela Hiszpanii. Aż do tego miesiąca.
W grudniu bowiem nasz kraj odwiedził zespół Smooth Beans, będący akurat w swojej pierwszej europejskiej trasie. Trasa ta rozpoczęła się 4 grudnia w niemieckim Köln, a zakończyła 14 grudnia w Erfurcie. W międzyczasie Smooth Beans zagrał także w Belgii (Bruksela), Francji (Dijon), Lipsku i kilku innych niemieckich miastach oraz, rzecz jasna, w Polsce - 11 grudnia w Łodzi, a dzień później w warmińsko-mazurskim Kingston.
Miałem niewątpliwą przyjemność być na ich koncercie organizowanym przez Hot Shot Wear w łódzkiej Klubokawiarni Granda, tak więc poniżej kilka refleksji na ten temat.
Ale najpierw garść informacji o bohaterach tej notki. Zespół Smooth Beans został założony w marcu 2008 r. w Santander, stolicy wspólnoty autonomicznej Kantabria. Rok później wygrali lokalny konkurs Certamen de Música Joven de Cantabria, z którego nagrodę przeznaczyli na pierwsze nagrania. W 2010 r., dzięki wytwórni Liquidator Music, ukazał się singiel "Cantabria’s Finest", a później poszło jak z płatka. W 2011 r. wydano debiutancki album "At Low Fyah!", w 2012 r. następny - "Keep Talking", a w listopadzie tego roku drugą siódemkę ("Sing, Flip And Twist"). Trasa po Europie promowała wydanie "Keep Talking", a przy okazji była formą obchodów 5-lecia kapeli.
Przyznać muszę, że Hiszpania to istne zagłębie świetnych zespołów grających muzykę jamajską, przede wszystkim różne odmiany reggae i rocksteady, ale też ska. Jeśli nie wierzycie to posłuchajcie chociażby The Kinky Coo Coo’s, Hypocondriacs, The Malarians, The Oldians, Transilvanians czy Tasty Grooves. W ten nurt wpisuje się także Smooth Beans grające rocksteady i early reggae (a czasem także ska).
Początkowo do Łodzi mała reprezentacja Brudnego Południa miała jechać ulubionym środkiem transportu miłośników taniego jeżdżenia (wiadomo, kryptoreklama Polskiego Busa), jednak niemalże w ostatniej chwili pojawiła się opcja samochodowa, więc jednak wygoda wygrała z ceną. Do Grandy, mimo stracenia ponad godziny w katowickich korkach, dotarliśmy na czas, a nawet przed czasem, bo zespół akurat wnosił sprzęt. Chcąc nie chcąc miałem okazję przysłuchać się próbom zespołu. Był to idealny aperitif pobudzający apetyt.
Czekając na koncert i jeszcze bardziej zaostrzając apetyt, czym prędzej trzeba było udać się do baru. I tu zaskoczenie, jakże miłe. Granda, będąca malutkim klubikiem, miała bardzo duży wybór piw, i to nie byle jakich - poczynając od Luzaka i Twierdzowego, przez Corneliusy, po Pinty. Minusem (dla kogoś pewnie będzie to wielki plus) jest jedzenie w Grandzie - jak chwalą się właściciele - w 100% wegańskie, fairtrade'owe.
Smooth Beans jeszcze w "cywilnych" ubraniach:
Początkowo do Łodzi mała reprezentacja Brudnego Południa miała jechać ulubionym środkiem transportu miłośników taniego jeżdżenia (wiadomo, kryptoreklama Polskiego Busa), jednak niemalże w ostatniej chwili pojawiła się opcja samochodowa, więc jednak wygoda wygrała z ceną. Do Grandy, mimo stracenia ponad godziny w katowickich korkach, dotarliśmy na czas, a nawet przed czasem, bo zespół akurat wnosił sprzęt. Chcąc nie chcąc miałem okazję przysłuchać się próbom zespołu. Był to idealny aperitif pobudzający apetyt.
Czekając na koncert i jeszcze bardziej zaostrzając apetyt, czym prędzej trzeba było udać się do baru. I tu zaskoczenie, jakże miłe. Granda, będąca malutkim klubikiem, miała bardzo duży wybór piw, i to nie byle jakich - poczynając od Luzaka i Twierdzowego, przez Corneliusy, po Pinty. Minusem (dla kogoś pewnie będzie to wielki plus) jest jedzenie w Grandzie - jak chwalą się właściciele - w 100% wegańskie, fairtrade'owe.
Smooth Beans jeszcze w "cywilnych" ubraniach:
fot. Mariusz Stasiak |
fot. Mariusz Stasiak |
fot. Mariusz Stasiak |
fot. Mariusz Stasiak |
Trochę niepokoiłem się o frekwencję na tym koncercie, zwłaszcza po zobaczeniu tych kilku osób po wejściu do klubu. Wszyscy wiemy, jak to bywa z koncertami w środku tygodnia. Na szczęście powoli, ale systematycznie, pojawiały się nowe twarze - oprócz łodzian, także przyjezdni, zarówno osoby z rejonów Polski odległych od Łodzi (vide Dolny i Górny Śląsk, Warszawa), jak i - sądząc po aparycji i języku - Hiszpanie z Erasmusa lub innego programu wymiany studenckiej, czasowo rezydujący w Łodzi. W końcu niewielki parkiet Grandy był zapełniony, aczkolwiek nie na tyle, by nie można było się ruszyć bez potrącania wszystkich wokół. Krótko mówiąc: było w sam raz.
A sam koncert? Chyba od czasu The Caroloregians i The Ratazanas nie byłem na tak dobrym koncercie w klimacie early reggae / rocksteady, wielkim plusem Hiszpanów jest to, że grają tę muzykę po swojemu, nie są kopią The Aggrolites (swego czasu, co druga kapela chciała grać, jak Amerykanie). Smooth Beans zagrali materiał z obu albumów, m.in. "Our Train", "Numbers Without Face", "Don't Let It Go", "Still Rolling", "All Power To The People", a także "Sing, Flip & Twist" z najnowszego singla, no i covery. Wśród tych ostatnich "Boogie in my Bones" Laurela Aitkena oraz "Ne-Ne Na-Na Na-Na Nu-Nu" Bad Manners. Jednak czegoś, skoro już jesteśmy przy cudzych kompozycjach, zabrakło - "Bankrobbera" z kompilacji "The Clash Goes Jamaican". Przyznać muszę, że jako wielki fan tego wydawnictwa (w Polsce do kupienia w Jimmy Jazz Records), bardzo chciałem - a sądząc po okrzykach, osób takich było więcej - usłyszeć ten utwór na żywo. Cóż, pozostaje nagranie studyjne.
Smooth Beans brzmieli wręcz idealnie, prawie jakby słuchało się płyty. Czy było to zaletą, czy wręcz przeciwnie - tak naprawdę trudno określić, musiałbym usłyszeć, jak zespół radzi sobie chociażby na scenie dużego festiwalu. Czy zawsze są w tak dobrej dyspozycji, czy może zdarzają im się także słabsze występy.
Na osobną wzmiankę zasługują dwa członkowie Smooth Beans - wokalista Rudy King, grający na gitarze oraz puzonie i klawiszowiec Alfonso Alonso. Ten pierwszy za jego ruchy sceniczne, te ruchy bioder à la James Brown (płci pięknej na pewno zrobiło się gorąco!). Drugi natomiast za to, co wyczyniał na swoim instrumencie, a wszystko to z nieco arogancką, wyniosłą miną. Jeśli jeszcze z rok czy 2 lata temu byłem wielkim entuzjastą instrumentów dętych, to teraz powoli staję się coraz większym fanem klawiszy - i to nieważne czy będą to organy Hammonda, czy keyboard Yamahy.
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
fot. Japko |
Co ciekawe, w czasie koncertu można było usłyszeć pewne nader kontrowersyjne hasła, ot choćby "Smoleńsk, kurwa!". Ale o co konkretnie chodziło i jaki ma to związek z enigmatyczną "Reggae Prawicą" to już... kto ma wiedzieć ten wie. ;) Koncert ten, o czym warto wspomnieć, był pierwszą od kilka lat okazją spotkania całej redakcji RudeMaker.pl (poprzednia okazja to, zdaje się, koncert The Aggrolites we Wrocławiu; oby na następne spotkanie nie trzeba było czekać kilku lat).
Po zakończeniu przez Hiszpanów setu i zagraniu bisów (jak zwykle pozostał spory niedosyt) muzykę zaczął serwować Japko (1/2 Hot Shot Sound). Przy hitach, m.in. Alibabek, wreszcie można było zrobić zakupy, a ceny Smooth Beans mieli wręcz wyborne (40 zł za LP).
fot. Mariusz Stasiak |
fot. Mariusz Stasiak |
fot. Mariusz Stasiak |
Już przed klubem uskuteczniona została mała dyskusja z pewnym bywalcem wielu zagranicznych gigów o koncertach, a właściwie after party na imprezach ska/sh reggae w Wiedniu (poniekąd także w Pradze). Jak to jest - zastanawialiśmy się - że w Wiedniu parkiet jest pełny, nawet gdy impreza jest w środku tygodnia, a w Polsce często nawet w weekend zieje pustkami. Czyżby inna mentalność publiki? A może to wina organizatorów? Ktoś zna odpowiedź?
Zdjęcia niejakiego Księgowego Filiniego:
Była to moja trzecia koncertowa wizyta w Łodzi, ale pierwsza niepunkowa (wcześniejsze to Wunder Wave w Dekompresji). To, że przyjadę na kolejny gig organizowany przez Hot Shot Wear to tylko kwestia czasu. Zdecydowanie!
Kilka filmików z Grandy, może oddadzą chociaż znikomy procent energii płynącej ze sceny. Może.
A na koniec dwa wywiady, jeden przeprowadzony przez Hot Shot Wear (organizatora łódzkiego koncertu) >>KLIK<<, a drugi - przed olsztyńskim koncertem - przez Magdę Miszewską z radia UWM FM.
Relację można można przeczytać także na
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz