wtorek, 30 lipca 2013

Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego.

Uprzedzam, że tekst ten nie będzie żadną recenzją. Ot, kilka luźnych uwag na temat książki o Michale Urbaniaku. Książki, którą wczoraj skończyłem czytać. Jest tak dobra, że trzeba o niej co nieco napisać, a że jest o muzyku i muzyce to jak najbardziej wstrzela się w tematykę bloga (początkowo miały być tylko relacje z gigów, ale później doszły też recenzje płyt, podcasty i zin).


"Ja, Urbanator" to jedna z tych książek, do których będę wracał pewnie jeszcze niejeden raz. Napisana z niesamowitym poczuciem humoru, często bardzo dosadnym (ba! nawet wulgarnym językiem), nie szczędząca szczegółów z życia artysty, także tych o których chciałoby się zapomnieć. Życia - o czym trzeba wspomnieć - od najmłodszych lat zakrapianym wódką, która po latach odbiła się na zdrowiu jazzmana. Z książki tej dowiecie się jakich artystów odkrył Urbaniak, których instrumentów używał jako pierwszy, gdzie i z kim grał, kogo kochał i jaki miało to wpływ na jego twórczość. 
Wychowali go szwaczka z tkaczem w Łodzi. Co sobotę na huczne przyjęcia zapraszali badylarzy, partyjniaków i artystów, którzy lubili otrzeć się o bogactwo. Kiedy matka wybudowała w ogrodzie basen, sąsiedzi z wściekłości rzucali w dom kamieniami i butelkami z benzyną.
Jako sześciolatek rozpieszczany był bardziej niż dzieci królewskie. Służąca miała rozkaz odwieźć go codziennie do szkoły taksówką. Nic nie liczyło się poza skrzypcami.
Jazzowego potwora obudził w nim Louis Armstrong, śpiewając i grając na trąbce „Mack The Knife”, którego usłyszał w radiu na falach krótkich w Głosie Ameryki.
Zaciągnął matkę do komisu po – drogi jak samochód - saksofon. I odtąd chodził z nim ciągle na próby zespołów, które tworzyły się i rozpadały z dnia na dzień. Grywał na jamach, podłapywał chałtury. Zanim skończył czternaście lat, pił i palił jak stary.
Książka ta to nie tylko opis barwnego życia Michała Urbaniaka, to przede wszystkim kawałek historii muzyki, i nie tylko jazzowej, ale ogólnie rozrywkowej. Jeśli nie jesteś fanem jazzu, a nazwisko Urbaniak kojarzy ci się tylko z jedynym Polakiem, który grał z Milesem Davisem lub z filmem "Mój rower" Piotra Trzaskalskiego... to i tak znajdziesz tu coś dla siebie.

Słusznie napisała Maria Czubaszek (nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zgodzę się ze słowami tej osoby):
Gdybym była profesjonalną recenzentką, i musiała do czegoś się przyczepić, to jedynie do tego, że nie można się od niej oderwać.
Poniżej kawałek O.S.T.R.-a (jak mówi Urbaniak - jednego z najlepiej swingujących muzyków w naszym kraju) z gościnnym udziałem Urbanatora i jego córki Miki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz