niedziela, 8 września 2013

31.08.2013 - VII Festiwal Reggae - Sosnowiec

W ostatnią sobotę sierpnia jedna z dzielnic Sosnowca po raz siódmy rozbrzmiała jamajskimi dźwiękami. Wszystko za sprawą kolejnej edycji Festiwalu Reggae (występującego wcześniej pod nazwą Festiwal Muzyki Reggae, Art Działań Różnych i Sportu Niecodziennego). W tym roku w Parku Leśna, któremu w 2011 r. nadano imię Jacka Kuronia, zagrały trzy zespoły - wbrew nazwie festiwalu, co cieszy, więcej miało być ska, niż reggae. 


W poprzednich latach w Kazimierzu Górniczym można było już zobaczyć kapele grające ska, ot chociażby Yellow Umbrella, Yellow Cup, Dr. Ring-Dinga czy Ziggie Piggie. W tym roku organizatorzy postawili na Skaferlatine z Francji oraz Całą Górę Barwinków, a także - najmłodszy w zestawie, reprezentant reggae - aYarise. 

Informacja o koncercie Skaferlatine, pojawiła się na facebooku zespołu już w czerwcu. Co prawda napisali, że zagrają na 6. edycji, ale co tam. Jeszcze nie widziałem ich w akcji, więc pojawiła się idealna okazja, i to niemalże tuż za miedzą. Gdy organizatorzy ogłosili oficjalną zapowiedź, chęć przyjazdu do Sosnowca tylko wzrosła.

Od początku nastawiałem się na zobaczenie wszystkich zespołów, ostrzyłem sobie zęby zwłaszcza na tak zachwalany przez wielu reggae'owy aYarise, czyli nowe wcielenie Comeyah. Do tego dodajmy Całą Górę Barwinków, która na początku sierpnia wydała nowy album pt. "Beat 2 Meet U" (jego zapowiedzią był klip do piosenki "Agro"), no i Francuzi. Czy potrzeba czegoś więcej na miłe spędzenie sobotniego wieczoru?

Niestety, jak to czasem bywa, plany zweryfikowało życie, a właściwie drogowcy, którzy rozkopali Katowice oraz KZK GOP. Mimo iż Kazimierz Górniczy jest oddalony o ok. 30-35 km, to jechałem tam dłużej niż do Krakowa (oddalonego o ponad 90 km). Idealnie pasuje tu utwór - bynajmniej nie ska czy reggae'owy - zatytułowany... "Jebać KZK GOP".



Na aYarise już się nie załapałem, za to zdążyłem na CGB. Ba, nawet na spokojnie można było wypić 2 piwa (w tym coś takiego, całkiem niezłe swoją drogą). Nie o piwie jednak chciałem napisać. 

Cała Góra Barwinków to jeden z najpopularniejszych polskich zespołów ska, ich utwory grane są w radiach, zespół występuje na wielkich festiwalach (Heineken Open'er Festival, Przystanek Woodstock), juwenaliach, zapraszany jest do TV, co pewnie nieraz naraziło członków zespołu na zarzuty o komercję i inne pierdoły (ze strony zwolenników "ska getta", rzecz jasna). Tak à propos, Miles Davis, jeden z najwybitniejszych jazzmanów w historii muzyki, w swojej autobiografii (ISBN 83-923317-4-5napisał:
Jako muzyk i jako artysta zawsze chciałem dotrzeć z moją muzyką do jak największej rzeszy ludzi. Nigdy się tego nie wstydziłem. Nigdy nie byłem zdania, że muzyka zwana "jazzem" była przeznaczona wyłącznie dla wąskiego grona albo powinna zostać zamknięta w muzeum pod szkłem jak tyle innych starych dzieł, uznanych za artystyczne Zawsze uważałem, że jazz musi dotrzeć do tylu ludzi, do ilu się da, tak samo jak muzyka popularna - a czemu nie? Nigdy nie podzielałem zdania, że mniej znaczy lepiej - że im mniej ludzi cię słucha, tym jesteś lepszy, bo twoja muzyka jest zbyt skomplikowana dla większej masy. Mnóstwo jazzmanów publicznie używa tego argumentu, że gdyby chcieli docierać do szerokiej publiczności, musieliby sprzeniewierzyć się swojej muzyce. A po cichu sami marzą, żeby słuchało ich jak najwięcej ludzi. Nie będę tu rzucał nazwiskami. To nie jest istotne. Ale zawsze uznawałem, że muzyka nie ma granic, nie ma wyznaczonych terytoriów, gdzie może się rozwijać i rozprzestrzeniać, że nie ma ograniczeń dla twórczości. Dobra muzyka pozostaje dobra niezależnie, jak się nazywa. I nigdy nie znosiłem kategoryzowania. Nigdy. Dla szufladek nie ma w muzyce miejsca. (...) W życiu chciałem tylko jednego: dąć w moją trąbkę, tworzyć muzykę i sztukę, komunikować moje emocje przez muzykę.
Oczywiście, kontrakt z Columbią oznaczał więcej pieniędzy, ale cóż złego, że ci płacą za twoją pracę, do tego płacą dobrze? Nigdy nie widziałem żadnej wartości w ubóstwie, ciężkiej doli i ogólnym dołku. Nie planowałem dla siebie takiego życia.          
Wstawcie sobie "ska" lub "reggae" zamiast "jazz" i będzie, jak znalazł. Barwinki istnieją od 2002 r., mają na koncie 4 albumy (ostatni to wspomniany wcześniej "Beat 2 Meet U") i od lat konsekwentnie grają (na koncie mają setki koncertów) i nagrywają muzykę ska, a przy okazji non stop się rozwijają. Porównajcie chociażby debiut z 2004 r. i "Kocham kłopoty" wydane 6 lat później. Jest progres? Jest! Przez te lata widziałem ich kilka razy i za każdym razem grali bardzo dobrze, nie inaczej było i tym razem. W Sosnowcu na ich koncercie pod sceną było rojno, i w większości nie byli to przypadkowi ludzie, którzy przyszli, bo akurat coś (nieistotne co) się działo. No chyba, że przypadkowi ludzie znają teksty grającej kapeli, wtedy życzyłbym sobie takowych delikwentów na wszystkich koncertach ska. Zespół zagrał bodajże co nieco z wszystkich płyt, w tym z mojej ulubionej "Kocham kłopoty" (np. "Bracia Strach"), a także z najnowszej, m.in. "Agro".
sprawdź to, na parkiecie już ciasno

to właśnie my, to właśnie my rozbujamy to miasto      
No i rozbujali. A skoro grali w Sosnowcu nie mogło zabraknąć także "Nie mam czasu", wszak klip do tej piosenki kręcili właśnie w tym mieście. Po zakończeniu setu nadeszła pora na bisy, byłem przekonany, że wśród nich znajdzie się "Rudi", a tu niespodzianka! Barwinki zagrały "Monkey Mana" (po polsku byłoby to "Z mąki man", wiadomo) plus coś z własnego repertuaru. Dla takich chwil warto chodzić na koncerty! 

Apel do Barwinków, do innych kapel także: gdy gracie jakiś cover, powiedzcie z łaski swojej, kto śpiewał go w oryginale, wszak nie każdy musi kojarzyć The Maytals, a jednak warto by klasykę poznawało jak najwięcej młodych ludzi. 

 



















 

Na koniec album "Beat 2 Meet U", od niedawna dostępny na spotify i deezerze. Ej, sprawdź to! Oczywiście płytę można także zakupić na stronie Fonografiki.


Niestety dobre koncerty zaczęły się i skończyły na Barwinkach. Największy zawód na sosnowieckim VII Festiwalu Reggae sprawił zespół z Francji. Przyznać muszę, że nigdy nie wgłębiałem się jakoś bardzo w twórczość Skaferlatine, jednak liczyłem na to, że zagrają ska, a nie jakieś nudziarstwa z kilkoma wartymi wspomnienia przebłyskami. Skaferlatie grał w Polsce dwa pojedyncze koncerty (w 1993 r. w Zgorzelcu i w 1994 r. w Dzierżoniowie) oraz trzy trasy: w 1996, 1997 i 2000 r. Zwieńczeniem tej ostatniej był koncert w Bogatyni, gdzie kapela swój ostatni koncert, później zawiesiła działalność i wróciła dopiero w zeszłym roku (grając ponownie w Bogatyni).

Skaferlatine był jednym z pierwszych zagranicznych zespołów ska, które odwiedziły nasz kraj. Ówczesne wojaże po Polsce, wraz z Makenem (DJ Bass Reprodukktor Xiądz Maken I), przyczyniły się do powstania piosenki "Mister Pracham", o czym powiedział zaproszony na scenę Maken. Cóż, może w latach 90. muzyka tego zespołu była czymś świeżym, zwłaszcza dla spragnionego ska polskiego słuchacza, ale teraz to już szału nie robi. Jednym z najjaśniejszych punktów - bo jednak takowe były, aczkolwiek zdecydowanie za mało - w koncercie Skaferlatine był utwór "Rude Boys & Girls". "Tarzan Game", znany z drugiej części składanki "United Colors of Ska", także był niczego sobie. Gdyby w tym klimacie był cały koncert, to Francuzi zdobyliby moje serce i zachęcili do przyjścia na następny koncert.  
    
Gdybym nie nastawiał się na to, że Skaferlatine gra ska to może i by mi się podobało, no ale bez przesady. Jeśli ma zagrać "legendarny zespół ska z Francji" to wypadałoby zagrać ska, a nie to co można było usłyszeć w Sosnowcu. W wywiadzie w pierwszym numerze "RudeMaker Ska Zine" wokalista Las Melinas powiedział, że musi "jednak czuć tego chuligana w nucie", z przykrością stwierdzam, że w muzyce Francuzów go zabrakło.  












Krótko wideorelacja zrobiona przez ludzi, dla których muzyka jamajska = pokój, miłość, dready i Jah. 


Zdjęcia z logo MDK Kazimierz pochodzą z oficjalnego profilu Domu Kultury na facebooku. Warto wspomnieć, że na Festiwalu pojawiła się także ekipa "Ska Delight"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz