W oczekiwaniu na zaległe relacje coś do poczytania i coś do posłuchania. Do poczytania moja recenzja debiutanckiego albumu argentyńskiego zespołu Gigantes Magneticos.
A do posłuchania podcast. Usłyszycie w nim to, co tygryski lubią najbardziej, czyli muzykę rodem z Jamajki, aczkolwiek w wykonaniu artystów niekoniecznie z niej pochodzących, jest bowiem m.in. coś z Hiszpanii (ten kraj to prawdziwa kopalnia świetnej muzyki), Słowacji, Polski, Francji, USA oraz Argentyny (rzecz jasna chodzi o zespół wspomniany na początku). W większości muzyka pochodzi z płyt wydanych w zeszłym roku, są też jednak reprezentanci wcześniejszych lat, chociażby The Balangers z demówką z 2010 r. czy The Mighty Fishers z epką z 2011 r. Na początku i końcu usłyszeć można dżingiel autorstwa niezawodnego Skadyktatora i Ziggie Piggie. Niektóre utwory poprzedzone są fragmentem tegoż dżingla.
Instrukcja: najpierw włączacie podcast, a potem czytacie recenzję. Proste? Proste.
Instrukcja: najpierw włączacie podcast, a potem czytacie recenzję. Proste? Proste.
Gigantes Magneticos - Jamaica Old School [2012]
Jeśli zapytałbym o zespół z Argentyny grający ska lub early reggae wśród odpowiedzi – zakładam, że kilka by się pojawiło – znalazłyby się takie takie zespoły, jak Los Fabulosos Cadillacs, Los Chiflados, Satelite Kingston czy – z tych nowszych - Los Aggrotones i Ska Beat City. Szansa, że ktoś wymieniłby zespół, którego dotyczy ten tekst jest naprawdę niewielka.
A to błąd! I to wielki. Przejdźmy zatem do rzeczy, do pochodzącego z Buenos Aires Gigantes Magneticos. Zespół ten istnieje raptem od niecałych 2 lat, jednakże jego członkowie – klawiszowiec Juan Pedro Oholeguy, gitarzyści Carlos Alvarado i Damian Rocha, basista Nico Uccello oraz perkusista Esteban Descalzo – działają na argentyńskiej scenie ska/reggae nie od dziś, chociażby w wymienionych wcześniej Los Aggrotones i Satelite Kingston, a także Humanidub, Papas Ni Pidamos, Smocking Flamingo i innych.
W zeszłym miesiącu, nakładem Una Isla Records, ukazał się debiutancki album Gigantes Magneticos pt. "Jamaica Old School". Zespół nagrywając materiał chciał to zrobić w najbardziej tradycyjny sposób, jaki jest to możliwe. Główną inspiracją były tu jamajskie zespoły sesyjne, nie bez przyczyny w tytule jest "Jamaica Old School".
W efekcie dostaliśmy 13 doskonałych, w większości instrumentalnych, utworów (plus jedna wersja dubowa), zarówno oryginalnych kompozycji, jak i coverów. Napisałem "w większości", bowiem wokal obecny jest tylko w 4 utworach, a tak naprawdę śpiewany jest tylko jeden. Jako, że Gigantes Magneticos wokalisty nie posiadają, swojego głosu – w mniejszym lub większym stopniu - użyczyli Sebastian "HemanIDub" Klappenbach, Rey Gabriel i Alejo Yogui.
W kilku utworach słychać puzon Matiasa Trauta, znanego, np. ze Smocking Flamingo. Mogłoby być go więcej, no ale skoro dźwięk puzonu jest tu tylko małym, aczkolwiek bardzo przyjemnym, dodatkiem, to nie ma co marudzić.
Album ten, od kiedy przysłał mi go Esteban, perkusista zespołu, jest chyba najczęściej słuchaną przeze mnie płytą. Nawet gdybym chciał napisać, który utwór jest najlepszy, to po prostu nie mogę. Wystarczy posłuchać, jak pięknie chodząklawisze chociażby w "Soul Shot", "Cuando Volvi Y Me Fui" czy "Our Thing", jak brzmi wokal w "Too Quick" (nie przypomina wam kogoś z Jamajki?). To jedna z tych płyt, które po włączeniu, chce się przesłuchać po raz kolejny, a z każdym przesłuchaniem wychwytuje się jakiś nowy smaczek.
Nie ma co za dużo pisać, moim zdaniem "Jamaica Old School" to pretendent do płyty roku.
Pierwotnie recenzja ukazała się na rudemaker.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz