poniedziałek, 23 grudnia 2013

Stanisław Grzesiuk śpiewa piosenki warszawskiej ulicy

Od lat interesuję się tzw. literaturą obozową (nieważne czy to obozy hitlerowskie, stalinowskie czy chińskie), więc trafienie - a było to przed dwoma laty - na książkę Stanisława Grzesiuka było tylko kwestią czasu. Gdy zacząłem czytać "Pięć lat kacetu" z miejsca stałem się fanem barda z Czerniakowa. Po jej przeczytaniu, zabrałem się za pozostałe części autobiograficznej trylogii Grzesiuka, w skład której wchodzą także świetna "Boso, ale w ostrogach" oraz najsłabsza ze wszystkich "Na marginesie życia".











Autor był prostym chłopakiem z Czerniakowa i taka, prosta, szelmowska oraz przesiąknięta duchem przedwojennego Czerniakowa, była jego literatura, a wszystko to napisane z niesamowitym humorem. Humorem, który nie opuszczał go nawet, gdy pisał o swoim pobycie w obozie koncentracyjnym - i to kilkadziesiąt lat przed filmem "Życie jest piękne" Roberta Benigniego.

Oprócz spisywania swych wspomnień, Grzesiuk był też żarliwym popularyzatorem warszawskiego (a zwłaszcza czerniakowskiego) folkloru i warszawskiej gwary. Jedną z form upowszechniania była, rzecz jasna, muzyka. 


Dzisiaj, grzebiąc wśród płyt katowickiego Komisu Płytowego, trafiłem na LP "Piosenki warszawskiej ulicy śpiewa Stanisław Grzesiuk" wydane - jak można dowiedzieć się z Katalogu Polskich Płyt Gramofonowych  - w 1967 r. przez Polskie Nagrania MUZA. Na płycie znalazło się 21 piosenek - wszystkie w adaptacji Grzesiuka i Jerzego Skokowskiego - wśród nich takie szlagiery, jak "Siekiera, motyka", "Niech żyje wojna", "Na dworze jest mrok" (znane też jako "Teraz jest wojna"), "Bujaj się Fela" czy "Szemrane tango". Grzesiuk, przygrywający sobie na mandolinie, żadnym wirtuozem nie jest, i dobrze. 




Jak napisał Skokowski:
Jestem przekonany, że jeśli życzliwy odbiorca tej "antologii przedmiejskiego folkloru" oceni przychylnie wartość artystyczną i walor dokumentu, to stanie się tak w dużej mierze dzięki świetnej i autentycznej interpretacji jaką pozostawił nam na pożegnanie, obok swych książek, Stanisław Grzesiuk.  

Krótko mówiąc: kapitalna płyta.
zdjęcie zrobione w zeszłym roku po Brutal Sound Festivalu
Jednak nie myślcie, że po śmierci Grzesiuka czy Wiecha-Wiecheckiego (którego, notabene, opowiadania i felietony także warto przeczytać) zapomniano o przedwojennej Warsiawie, o nie! Wciąż jest żywa w kulturze popularnej, kilka przykładów: Projekt Warszawiak, Szwagierkolaska, Stasiek Wielanek (i jego Kapela Czerniakowska, a później Warszawska) czy nawet Vavamuffin lub Eldo.








Co nieco do poczytania:

Fanom przedwojennych klimatów, niekoniecznie stołecznych, polecić można płytę "tytułu brak" Kosmofskiego (pod pseudonimem tym ukrywa się Ziemowit Kosmowski, znany z zespołów Brak oraz Rendez-Vous) oraz "Dla Pani wszystko" częstochowskiej Makabundy, zespołu założonego przez lidera Habakuka Wojciecha "Brodę" Turbiarza.



1 komentarz:

  1. Jestem zachwycona książkami Grzesiuka i Warszawą jaką można zobaczyć, w książkach i piosenkach!

    OdpowiedzUsuń