Na początku września stolica województwa śląskiego świętowała swoje 147. urodziny. Z tego też powodu w dniach 6-9 września zorganizowano imprezę "Kocham Katowice", a w jej ramach koncerty w trzech różnych miejscach: w Dolinie Trzech Stawów, w podcieniach Centrum Kultury Katowice im. Krystyny Bochenek oraz w budynku Starego Dworca (a później Mega Clubu).
W planach miałem zaliczyć koncert (albo chociaż spory fragment) Kari Amirian, Żywiołaka, a później Armii lub Haydamaków. I co wyszło z tych planów? Prawie nic. Wszystko z powodu INDOLENCJI organizatorów.
Jeszcze na kilka dni przed imprezą zmieniono ostateczny line-up, później zrobiono to 5 września, ale to jeszcze można wybaczyć, bo jeśli ktoś choć trochę interesował się Urodzinami Miasta to znalazł odpowiednia informację (aczkolwiek, mimo wszystko, przydałby się jakiś oficjalny komunikat). Trudno jednak wybaczyć zmianę godzin występów poszczególnych występów, o której można się było dowiedzieć w dzień koncertów (z kartki przy stoisku) odbierając wejściówki.
No właśnie, wejściówki. Jakiś "inteligenty" człowiek wpadł na pomysł, by na darmowe - plenerowe (3 Stawy), pół-plenerowe (Podcienia CKK) i klubowe (Stary Dworzec) - koncerty, zrobić wejściówki. Jakież było moje zdziwienie, gdy po zapytaniu o nie na ul. Mariackiej, okazało się, że JUŻ ICH NIE MA, i to nawet, gdy przyjechało się 1,5 godziny przed zaplanowanym koncertem (w moim przypadku Kari Amiriam). Ciekaw jestem ile ich było. Żeby było "zabawniej" pierwszeństwo wejścia mają osoby z wejściówkami. Reszta to osobniki drugiej kategorii, którzy sobie poczekają, aż inni raczą koncert opuścić.
Skoro nie było wejściówek to trzeba było sprawdzić, jak dużo ochroniarzy obstawia koncert i czy dałoby się obejrzeć koncert niekoniecznie spod sceny, chociażby z jakiejś większej odległości. Koncert Kari został przełożony na 20:30, więc trzeba było z niego zrezygnować na rzecz Żywiołaka. Tutaj kolejne zdziwienie, scena w Podcieniach CKK została ustawiona tyłem do Placu Sejmu Śląskiego, a po obu bokach rozwieszono czarne płachty, no bo przecież nie może być tak, że koncert który organizuje się w ramach obchodów święta miasta, obejrzy ktoś poza garstką osób z wejściówkami. Dodatkowo ochrona pilnowała wejścia, jakby za bilety trzeba było płacić ze 150 zł. A wystarczyło zrobić, tak jak w maju w ramach Dni Województwa Ślaskiego. Wtedy na Placu Sejmu Śląskiego, w podcieniach zabytkowego Sejmu Śląskiego, zagrał m.in. Lamb i Emir Kusturica & The No Smoking Orchestra. Wyglądało to tak:
fot. KatOFFice miasto i ogród kultury |
Ich muzykę nazywa się: heavy-folk albo biometal. Skojarzenia z muzyką heavy-metalową są jak najbardziej na miejscu, bo Żywiołak gra ostro. Ma to swoje uzasadnienie: zespół eksploruje niezagłębione do tej pory przez muzyków folkowych obszary „demonologii ludowej”, a więc słowiańskich wierzeń i mitów. Ludowym przyśpiewkom o południcach i utopcach czy zawodzeniom czarownic towarzyszą dźwięki wyjątkowych instrumentów: liry korbowej, fideli czy barabanu.
Do tej pory wydali maxi singiel "Muzyka Psychodelicznej Świtezianki" oraz 3 albumy: "Nowa Ex-Tradycja", "Nowa Mix-Tradycja" oraz "Globalna wiocha" (wszystko nakładem Agencji Koncertowo-Wydawniczej Karrot Kommando - swoją drogą, polecam przejrzeć ich katalog). Przed występem przesłuchałem tylko promomix ostatniej płyty.
Już pierwsze dźwięki płynące zza czarnej kotary, dzielnie pilnowanej przez ochronę, pozwoliły mi stwierdzić, że Żywiołaka koniecznie trzeba kiedyś zobaczyć na koncercie klubowym. Niesamowita energia, śmiejące się czarownice (czarownice to oczywiście dwie wokalistki, Karina Kumorek i Nina Nu), trudna do zdefiniowania muzyka, będąca wypadkową folku, punk rocka, drum'n'bassu i kilku innych gatunków (sam zespół sugeruje określenie "polska muzyka neoludowa”). Już pod koniec koncertu postanowiliśmy spróbowac wejść i ochroniarz łaskawie postanowił nas wpuścić, bo... akurat wyszły 4 osoby. A pod sceną, jakże by inaczej, miejsca na jeszcze przynajmniej 50 osób. Dobrze, że zespół bisował 2 razy, chociaż nie pogniewałbym się gdyby zagrali jeszcze ze 20 minut. Trochę zawiodłem się wyglądem samego zespołu, słysząc ich muzykę oczami wyobraźni widziałem dziwne, odjechane stroje, a tu zwykłe t-shirty, jeansy itd. Dobrze, że muzyka się obroniła.
Podsumowując ostatni dzień urodzin Katowic, nie sposób nie napisać, po raz kolejny, o błędach organizatora lub - jak to określono w jednym z komentarzy - "organizacyjnym failu". Impreza, która z założenia ma być dla wszystkich mieszkańców, także tych którzy akurat przechodzili i chcieliby zobaczyć co się dzieje, okazała się koncertem dla garstki. A wystarczyła odrobina dobrej woli, gdy już nie było wejściówek, w czym problem by wpuścić wszystkich bez nich, wszak - mimo ograniczonego miejsca - chętnych nie było aż tak dużo. Trzeba też wspomnieć o chaosie związanych z godzinami występów, słabą promocją, nie tylko samych koncertów, ale też np. informacji o nieszczęsnych wejściówkach. Zdaniem sporej części publiczności, także przychylam się do tej opinii, jedynym plusem były występy artystów. Oby organizatorzy wyciągnęli wnioski na przyszłość.
O "Siedmiu grzechach głównych urodzin Katowic" można przeczytać np. na MMSilesia.
Garść zdjęć autorstwa Anna Tokarz, więcej w albumie na facebooku Mariacka.eu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz