Ostatnimi czasy w naszym kraju organizuje się coraz więcej imprez w klimacie ska/rocksteady/early reggae. Dość wspomnieć o olsztyńskim Fire Corner, regularnych koncertach warszawskich The Bartenders, szczecińskiej Vespy (o której kilka słów znajdziecie także na końcu) czy Las Melinas.
Aby wreszcie zobaczyć w akcji tych ostatnich - bo wstyd przyznać, ale moja wizyta w pobliskim Mikołowie, podobnie jak i na Orneta Ska Fest, spaliły na panewce - postanowiłem, wraz z 3 innymi osobami, pojechać do Warszawy, gdzie rzeczeni dżentelmeni rodem z Ornety, Trzebiela i Żar mieli zagrać koncert. Oprócz Las Melinas w stołecznym klubie Punkt & Radio Luxembourg miał także zagrać Skadyktator ze swoim nowym projektem oraz Skampararas.
Ze stolicy Górnego Śląska ruszyliśmy o 10:00, na miejscu byliśmy niecałe 5 godzin później. Po konsumpcyjno-zakupowych (piwo, wiadomo) odwiedzinach w Złotych Tarasach, udaliśmy się w stronę ul. Górczewskiej. Tutaj istotna uwaga dla P&RL, wysiadając vis-à-vis klubu, po prostu go nie zauważyliśmy, kebab w sąsiedztwie za to można by zobaczyć z kilkuset metrów. A może to dlatego, że byliśmy pod klubem ok. 17? Wokół ani jeden żywej duszy, nie licząc przejeżdżających samochodów i biegaczy. Tak czy siak, warto zainwestować w bardziej rzucający się w oczy baner/logo. No albo, od biedy, bardziej podświetlić obecny.
Przejdźmy do meritum, wszak chyba nikogo nie interesuje, gdzie i jakie piwo (jak się okazało Królewskie niestety nie jest zbyt dobre) wypiliśmy.
Jako pierwszy miał zagrać Skadyktator Quartet, czyli Skadyktator aka Wielki Imperator, polska inkarnacja Laurela Aitkena i jego zespół. Zespół, który jak na kwartet miał nadzwyczaj dużo członków. Zostańmy zatem przy nazwie Kosmiczne Combo. Już próba dźwięku zapowiadała smakowite ska dźwięki. Zespół przećwiczył kilka klasyków zarówno z zagranicy (z repertuaru Laurela Aitkena, The Ethiopians i Toots & the Maytals), jak i Polski, a to przez gościa specjalnego, ale o tym za chwilę. W pewnym momencie Badyl, klawiszowiec Las Melins, został poproszony o przesunięcie klawiszy, bo ego naszego zespołu jest olbrzymie i zepchnie instrument ze sceny. Cały czas Władca Ska Świata uświadamiał publiczności, która - mimo moich początkowych obaw - jak najbardziej dopisała, że to tylko próba, więc nie warto marnować energii. Dobrze, że posłuchałem.
fot. Maks Staniszewski |
Ok. 21 zaczął się show. Skadyktator i Jego Kosmiczne Combo, w skład którego wchodzili m.in. saksofonista The Bartenders, jeden z członków Upbeat Quartet i Victor Quero - grający na wenezuelskim instrumencie cuatro (na co dzień gra na basie i gitarze). W sumie 8 osób plus Skadyktator.
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
Już na próbie można było usłyszeć jednego z gości zespołu - Gosię Andrzejewską (aka Atomową Divę), wokalistkę warszawskiego Radioaktywnego Świata. Dziewczyna ta, mimo iż z rejonów muzycznych raczej odległych od ska, ładnie śpiewała i - to chyba nie będzie przejaw seksizmu czy innego -izmu - była miła dla oka. Na scenie była też druga urocza niewiasta, na jej widok niejedno serce szybciej zabiło. Jak się później okazało to siostra Skadyktatora – szkoda, że w czasie koncertu nie śpiewała w chórkach.
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
Skadyktator i Jego Kosmiczne Combo zagrali m.in. "Sally Brown", "Skaledonia" (w oryginale "Caledonia"), "Shake" (oba utwory można usłyszeć na "Old Songs" Ziggie Piggie), "Mad About You", "54-46 Was My Number", "Train To Skaville", "Sahara" – czasem jeden kawałek płynnie przechodził w drugi, albo robiono swego rodzaju mash-upy (np. melodia z "Train To..." i tekst z "54-46"). Potem na scenę wszedł gość specjalny – Szczepan Lach (miał się pojawić także Grzegorz "Tiger" Mosurek, ale niestety nie udało mu się dojechać), współzałożyciel i lider sosnowieckiego Skankana, zespołu który miał być jednorazowym projektem utworzonym w celu zagrania koncertu na rzecz WOŚP w jednym z miejscowych liceów. Na szczęście dla fanów ska pierwotne założenie nie wypaliło i okazało się wieloletnim graniem. Szkoda tylko, że Skankan po niemiłej przygodzie (kradzież instrumentów i sprzętu) w Sopocie w 2009 r. właściwie już nie istnieje.
fot. Maks Staniszewski |
Razem z Kosmicznym Combo Szczepan zaśpiewał "Dziewczyny", "Łoki-Toki" i "Situation Ska Vibration" (z płyty "Try to feel it", jak na razie ostatniej w dyskografii). Kolejnym gościem był Robert Brylewski, którego przywołano na scenę. Zagrano z nim oraz Szczepanem "Rudy a Message To You", w wersji nieco harcerskiej, bowiem Brylu miał przy sobie gitarę akustyczną.
W czasie koncertu, w pewnym momencie na scenie znalazł się także członek Las Melinas - wspomógł ansambl Skadyktatora grą bodajże na perkusji.
Po zakończeniu godzinnego setu, gdy już prawie wszyscy zeszli ze sceny, tajemniczy Skadyktator, którego bazą jest podziemny kompleks na Wyspach Bouveta, wraz z Victorem Quero akompaniującym na cuatro, zaśpiewał "Quizás, Quizás, Quizás", napisane ponad 60 lat temu przez Osvaldo Farrésa. Przez dziesięciolecia od powstania utwór ten, w różnych językach, coverowało wielu artystów, m.in. Prince Buster, The Skatalites i Laurel Aitken. Piosenka ta była idealnym zwieńczeniem występu, wisienką na torcie.
W trakcie tego koncertu nie dało się wystać w miejscu – no może pierwszych 10 czy 15 minut stałem w miarę spokojnie i po prostu patrzyłem, z uśmiechem na gębie. Ale potem już nie dawałem odpocząć stawom i kościom, trochę już zmęczonym podróżą. I pomyśleć, że to dopiero pierwszy występ tego wieczoru.
Las Melinas, czyli orkiestra prezentująca muzykę ska z elementami rock'n'rolla i swingu, zaprezentowała się w składzie 8-osobowym, a przez chwilę nawet 9-osobowym. Zaczęli grać o 22:25. Jeśli taniec na pierwszym zespole mnie zmęczył, to na Melinach miałem prawie stan przedzawałowy. No po prostu nie dało się nie tańczyć. Nawet głuchego, by rozruszali.
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
Intro, trwające ładnych parę minut, zapowiadało ska-rzeź, a raczej ucztę. Zagrali i coś nowego, i coś bardzo starego. Coś swojego i coś z repertuaru innych artystów. Usłyszeliśmy m.in. "Śniadanie", "Rock'n"Roll", "Rocks Teddy", "Hans Kloss/Czarne chmury" (jak wszyscy wiedzą, a przynajmniej powinni wiedzieć, Hans Kloss to taki polski James Bond), "Złe pijane dziewczyny", "Miasto", "Terminatora" Leningradu, "Guns of Navarone" The Skatalites i "Rivers of Babylon" (w wersji polskiej nawalił się on). W przypadku tego ostatniego warto by uskutecznić małą roots edukację i uświadomić ludziom, że autorami tego utworu jest The Melodians.
W pewnym momencie na scenę zaproszono Skadyktatora, z którym zagrano "Mad About You / My Boy Lollipop" i "Dynamite" Tommy'ego McCooka i The Supersonics. Kolejnym zaproszonym na scenę był Szczepan. Na koniec Las Melinas zagrali "Rumian Stajla". Skończyli grać po północy.
fot. Maks Staniszewski |
fot. Maks Staniszewski |
Ostatnie 15 minut musiałem spędzić przy piwopoju, bo nogi to - delikatnie pisząc - wchodziły mi w dupę.
Grzechem byłoby nie napomknąć o Maksie Staniszewskim, który w jednym kawałku zagrał na organach Hammonda. Chłopak ma, na oko, kilkanaście lat, ale jest multiinstrumentalistą. Z taką młodzieżą nie ma się co martwic o przyszłość ska w tym kraju. Zdjęcia jego autorstwa możecie zobaczyć w tej relacji, a także w galerii na RudeMaker.pl.
fot. Las Melinas |
Jako trzeci na scenę wszedł zespół z Jastrzębia Zdroju, istniejący od 15 lat Skampararas. Zespół, którego fanem nigdy nie byłem, nie jestem, a po tym koncercie na pewno nie będę. Napisać, że zagrali przeokrutnie słabo to mało. Nawet kawałki, które na ostatniej podobno dobrej płycie - piszę podobno, bo jednokrotne przesłuchanie zajęło mi pół roku – jakoś brzmiały, na koncercie nie brzmiały w ogóle. Zespół ten, jak to określiła pewna osoba, prezentuje wszystko co najgorsze w polskim ska. Trudno się z tym nie zgodzić. Zagrali m.in. "Street Ska", "Izabelę", "Uzdrowisko Śląsk" (z gościnnym udziałem Skadyktatora), "Za reggae i ska". Czekałem tylko na koniec tego żenującego widowiska.
Ich występ miał jednak jeden plus, w tym czasie można było porozmawiać z ojcem założycielem RudeMakera, którego ostatnio widziałem ponad 4 lata temu (koncert The Aggrolites we Wrocławiu). Oby na następne spotkanie nie trzeba było czekać tyle lat.
Skoro już jesteśmy przy rozmowach to trzeba było także porozmawiać ze Skadyktatorem, który dzień wcześniej był w Bolonii na The Skatalites (zachwalał obecny, odmłodzony skład, i to bardzo). Nie omieszkałem też zapytać o film o ska, który Skadyktator kręci wraz z Krzysztofem Gajewskim. Panowie mają rozmach. Przeprowadzono już lub są w planach wywiady z Rico Rodriquezem, Red Soul Community, Soweto, Markiem Foggo, Die Tornados, przedstawicielem Grovera, Rocking Steady i innymi. Polskę reprezentuje m.in. Stecyk, którego naszym czytelnikom przedstawiać nie trzeba. Także i na warszawskim gigu kręcono materiał (mała próbka poniżej).
Jeszcze jadąc do Warszawy zastanawialiśmy się, gdzie pójść na afterparty, w planach był klub Miasto, gdzie w soboty są imprezy reggae. Niestety tym razem nie wypaliło. Zmęczenie dało o sobie znać, więc po 3 wyszliśmy z klubu, niektórzy przez płot, i poszliśmy na autobus, który... nie raczył zatrzymać się na przystanku. Koniec końców dotarliśmy na Dworzec Centralny, a o 8:15 ruszyliśmy do Katowic.
Wyjazd do stolicy zaliczam do nadzwyczaj udanych i to nawet mimo megasłabego występu "gwiazdy" wieczoru. Gwiazdami byli Melinasi. Oby udało się w miarę szybko znowu ich zobaczyć, w planach jest odwiedzenie Świdnicy, gdzie 6 grudnia Las Melinas gra z odmłodzoną Vespą i The Bauagans.
ps relacja pierwotnie ukazała się o TUTAJ
Gwiazdami wieczoru był Bad Manners,The Specials. Więcej coverów na polskich koncertach ska!!!!
OdpowiedzUsuń