wtorek, 10 września 2013

27.07.2013 - Open Ska Festival: Jumanji, Ziggie Piggie, Big Mandrake - Sosnowiec

W sobotę 27 lipca w sosnowieckim pubie Siwy Dym odbył się Open Ska Festival, koncert inaugurujący działalność Tone2Tone (o której pisałem tutaj), grupy pasjonatów ska i innych gatunków mających swe korzenie na Jamajce. Co prawda słowo "festival" mogło trochę mylić, bowiem w Siwym Dymie zagrały tylko 3 zespoły, powiedzmy jednak, że to licentia poetica organizatorów. 


Przejdźmy do rzeczy. W sobotę, kiedy słupek rtęci sięgał ponad 30 stopni, Katowice, do których zajrzałem przed gigiem były dosłownie opustoszałe. Istne miasto widmo. Nawet na ul. Mariackiej (nazywanej tu i ówdzie katowicką Stodolni), zwykle obleganej przez tłumy, było raptem ze 25 osób.Większość, co dziwić nie powinno, wybrała okoliczne zbiorniki wodne i baseny (takie jak chorzowska Fala). Wróżyło to, niestety, nie najlepiej frekwencji na koncercie. Jak się później okazało, jednak wcale aż tak źle nie było.

Gwiazdą sosnowieckiego koncertu miał być wenezuelski zespół Big Mandrake. Zespół grający... ska-punk. Tak jest, ska-punk, czyli gatunek którego fanem nie byłem, nie jestem i nie będę. Jak wiadomo, od każdej reguły podobno musi być jakiś wyjątek, i Big Mandrake takowym jest. Kto wie, może za jakiś czas przypasują tu słowa Marii von Ebner-Eschenbach:
Wyjątki nie zawsze są potwierdzeniem starej reguły: mogą być również zapowiedzią nowej.
Przed Wenezuelczykami zagrały 2 kapele: Jumanji oraz Ziggie Piggie. Ciekawostką miało być to, że ten drugi zespół miał zagrać głównie materiał se swojej debiutanckiej płyty "Light Smyk Music".

Występ pierwszego zespołu, czyli bytomskiego Jumanji, wolałem sobie odpuścić - "muzyka rockowa z elementami reggae i SKA wzbogacona o brzmienie skrzypiec" mnie nie kręci. No, byłem na końcówce koncertu, wcześniej także słyszałem próbkę ich twórczości i do mnie to nie trafia. Członkowie zespołu są jeszcze bardzo młodzi, więc kto wie, może za kilka lat ich muzyka wyewoluuje w nieco innym kierunku. Oby.

Po Jumanji na scenie zainstalowali się członkowie Ziggie Piggie, które tego wieczoru występowało w składzie Stecyk, Victor Quero, Rudi, Bart PapaJah, Gabi Mystic i Bartosz Mizera. Zespół ten przeszedł już tyle zmian personalnych, że ciężko to wszystko ogarnąć. Widziałem ich już wiele razy i chyba ani razu nie wystąpili w identycznym składzie. Ot, taka ciekawostka.


Niestety, podobnie jak na poprzednim koncercie Ziggie Piggie w Sosnowcu, na którym miałem przyjemność być (relacja pewnie będzie za jakiś czas; właściwej chronologii na tym blogu nie znajdziecie), zespół zanim tak naprawdę się rozkręcił już musiał kończyć. Organizatorzy Open Ska Festivalu obawiali się przerwania koncertu przez policję, tak jak to zdarzyło się przed 2 laty, gdy w tym samym miejscu Horrorshow świętował swoje XVI urodziny. Gwiazdą był wtedy francuski Skarface, który niestety nie pograł zbyt długo, bo przyjechała policja wezwana przez okolicznych mieszkańców, którym rzekomo przeszkadzała zbyt głośna muzyka. 






Na Open Ska Festivalu wokalistami Ziggie Piggie była Gabi Budzianowska (Natural Mystic, Natural Mystic Akustycznie) oraz... Tomasz Fabryczny, czyli Rudi (znany z Konopians i oczywiście Horrorshow). Zgodnie z zapowiedziami zespół - w tym niezbyt długim czasie - zaprezentował sporą dawkę hitów z "Light Smyk Music" (że wspomnę choćby o "Rudi Rude Boy", "69", "Skinhead Reggae Revolution" czy "Why Oh?!), ale było też co nieco z późniejszych nagrań (np. "I Love You" i "Same Old Song").

Przez chwilę na wokalu był także niejaki Żaba z nieodżałowanej kapeli Black Gang (co ja bym dał, żeby móc jeszcze raz zobaczy ich na żywo), który akurat obchodził urodziny.





Publiczność, co jakiś czas krzyczała "stare Ziggie Piggie", ciekaw jestem, czy chodziło raczej o skład występujący lata temu w sosnowieckim Nietoperzu, czy może o ten z pierwszej płyty (z dziewczynami na wokalu).

Cóż można napisać o samym występie Ziggie Piggie? Po chwilowym, niezbyt dobrze przyjętym przez dotychczasowych fanów, eksperymencie z elektroniką na singlu "Moonstomp" (i kilku koncertach promujących tenże krążek), zespół wrócił do korzeni. I chwała mu za to, bo naprawdę są profesjonalistami w tym, co robią. Jeśli ktoś będzie miał okazję, to polecam koncert Ziggie Piggie w Sosnowcu, na swoim terytorium. Zawsze jest jakaś taka inna, specyficzna atmosfera.

Po reprezentantach zagłębiowskiej szkoły ska, na scenie pojawili się goście z Caracas. Big Mandrake, bo o nim - jak łatwo się domyślić - mowa, do Polski przyjechali wprost z Czech. Jak można było przeczytać w zapowiedziach Open Ska Festivalu, Wenezuelczycy od 2005 r. byli co roku na trasie w Europie. Teraz, oprócz Czech i Polski, odwiedzili także Niemcy, Wielką Brytanię, Francję, Belgię, Austrię, Holandię, Szwajcarię i Słowenię. Ponad 1,5 miesiąca w trasie, robi wrażenie, zwłaszcza, że kokosów na tym nie zarobią.   

Big Mandrake do Europy przyjechali promować ubiegłoroczny album "La Fantástica Máquina Mágica" (dostępny do ściągnięcia na bandcamp) oraz tegoroczną epkę pt. "La Criminal Fábrica de Rumores", od tytułu tego ostatniego wzięła się nazwa całej trasy - The European Criminal Tour 2013.

Udostępnienie całego albumu do odsłuchu na soundcloud (zdaje się, że dopiero później wrzucono go na bandcamp) było strzałem w dziesiątkę. Przesłuchałem go przed koncertem raz, a potem kolejny i jeszcze jeden, i tak dobiłem do kilkunastu, a może i 20. Nie mogłem się już doczekać koncertu.




Na koncercie był prawdziwy ogień. Szybko doczekałem się "Ye Ye Ye", piosenki z ostatniego albumu, która już po pierwszym przesłuchaniu nie chciała opuścić mojej głowy. Nie zabrakło także "Estamos listos". Co jeszcze zagrali nie jestem w stanie napisać. Zresztą, nie to jest istotne. Istotne jest to, że Big Mandrake porwał do zabawy ludzi (na zdjęciach aż tak tego nie widać) i - co zawsze cieszy - sam także dobrze się bawił. 

Było i szybkie ska-punkowe tempo, było i niemalże reggae'owe zwalnianie. Dla każdego coś miłego. Dobry kontakt z publiką, solówki (zwłaszcza na dęciakach) i wygłupy na scenie, do tego trochę The Clash, Ramones i... muzyki bałkańskiej - po prostu energia, której chciałoby się doświadczać na wszystkich gigach. W bodajże 2 kawałkach gościnnie zagrał krajan Big Mandrake, Victor Quero. Ku uciesze bawiących się ludzi, nie pojawiła się policja, zespół więc grał i grał. 

Nie wiem, co w sobie mają hiszpańskojęzyczne zespoły, ale aż chce się ich słuchać. Może to zasługa języka, będącego miłą alternatywą dla obecnego wszędzie języka angielskiego, a może odpowiedni klimat w ich krajach? 











Szkoda tylko, że koncerty Big Mandrake były robione na ostatnią chwilę i kapela nie zdążyła umieścić Sosnowca i Warszawy na koszulkach zrobionych z okazji europejskiej trasy.

Jeszcze trochę publiki:




Podsumowując: żar lał się z nieba, komary postanowiły ugryźć publiczność dosłownie w każde (nawet zakryte) miejsce, a zespoły... Zespoły zaprezentowały się wręcz wyśmienicie. Nawet mieszkańcom okolicznych bloków podobało się tak bardzo, że nie zadzwonili na policję z uprzejmym donosem o zakłócaniu ciszy nocnej. Tak trzymać!

Autorem zdjęć jest Krzysztof Gajewski (Ska Delight, Tone2Tone).

A teraz zabieram się za czytanie relacji z koncertu Ziggie Piggie i Big Mandrake w Warszawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz