poniedziałek, 16 września 2013

WYWIAD: Panna Marzena i Bizony

W słowie wstępnym pierwszego numeru "RudeMaker Ska Zine" napisałem, że z czasem wywiady zostaną także udostępnione w sieci. Do premiery drugiego numeru bliżej niż dalej, więc na początek wywiad z Panną Marzeną i Bizonami! Wywiad jest dość długi, co nie znaczy że nudny, więc dla wygody czytania powiększyłem nieco czcionkę.

PANNA MARZENA I BIZONY



Panna Marzena i Bizony to zespół prosto z Oświęcimia i okolic. Na początku tego roku doczekaliśmy się ich debiutanckiego albumu zatytułowanego po prostu „Panna Marzena i Bizony”. O nagrywaniu płyty, rodzinnych koneksjach członków zespołu, o koncertach (a właściwie ich niewielkiej liczbie) i muzycznej otwartości rozmawiałem z Kubą (K) i Markiem (M). Kilka słów dodał także Bocian (B).




Kto jest założycielem Panny Marzeny i Bizonów? Czy graliście wcześniej w innych zespołach?

K: Początki to jest Arka Taty Marka. To był projekt, który jak gdyby równolegle kiełkował w Marka głowie, Krzyśka (czyli brata Marka) i mojej. I długo, no bardzo długo nam zeszło szukanie ludzi do tego składu, bo my z Krzyśkiem z 2 lata gadaliśmy, gadaliśmy, nic się nie działo, no i w końcu Marek wyznaczył taki deadline, albo zagramy próbę – pamiętam – albo nie mówimy w ogóle o temacie. Znaleźli się ludzie, graliśmy, no ale zawsze nam się gdzieś tam w głowach kołatało, że to ma być troszkę inna muzyka, no i to tak na przestrzeni lat ewoluowało – dobieraliśmy po prostu, wymienialiśmy część składu, potem…

M: Warto powiedzieć to, że w obecnym składzie jest mieszanka ludzi, którzy wcześniej grali w zespole Ska’n’dal z Brzeszcz, który też tam przez 3 czy 4 lata coś działał.

K: Analogia Snu.

M: Z Analogii Snu został jeden.   

K: No, ale jest. Perkusista.

M: Został perkusista i w zasadzie… I Volt Face, bo Aneta coś tam wcześniej na saksofonie grała. Aneta, czyli Marzena.

K: Czyli w sumie po prostu pozbieraliśmy tutaj z okolicznych zespołów, co znamienitsze postaci i powstał Panna Marzena i Bizony.

To może ja zapytam o zespół Ska’n’dal, bo o ile słyszałem Arkę Taty Marka i Analogię Snu, to o Ska’n’dalu jeszcze do niedawna nie wiedziałem nic, absolutnie nie kojarzyłem tego zespołu. Graliście gdzieś poza swoją miejscowością?

K: Dwa Skandale, z tego co wiem, były w Polsce. Jeden pisany normalnie Skandal, natomiast drugi, w którym grał Paweł (czyli basista), trąbka („Bart” – przyp. R), którego nie miałeś okazji poznać, bo go nie było na koncercie w Sosnowcu, no i ja – to był pisany, tak jak się pisze rock’n’roll, czyli z apostrofami. To były czasy licealne, że tak powiem. Lata temu. Na youtubie są nawet jakieś kawałki, ze 3 czy 4.   

M: Jeden z bardzo proroczym tekstem: „nie chowajcie mnie na Wawelu”.

K: Tak.

W takim razie, skąd pomysł na nazwę Panna Marzena i Bizony, skoro żadnej Marzeny w zespole nie ma? Chyba, że była?

M: Pierwotna nazwa miała być Panna Dudziak i Bizony.

K: Dudziak to jest panieńskie nazwisko naszej wokalistki, Anety.

M: Ale Aneta miała obiekcje, no i mówiła, co jak jesteś Aneta Dudziak to, jak mamy się nazywać? Marzena i Bizony? No tak, by było lepiej, no to niech będzie.

K: (śmiech) Na pewno nazwa jest gdzieś tam inspirowana nazwami jamajskimi z początków tej muzyki, no bo to były tam tego typu…

M: Ja wymyślając tę nazwę, szczerze mówiąc bardziej się inspirowałem starymi polskimi zespołami, które się właśnie nazywały w stylu: ktoś tam, coś tam i tajfuny czy…

K: Ja na przykład wiem, że wtedy dużo słuchałem Byron Lee and the Dragonaires, dobrze kojarzę?

M: Mhm. Tak że takie głupie nazwy, a mnie chodziło o coś takiego oldschoolowego, żeby nie było modne i żeby było oldschoolowe.

K: (śmiech) Żeby ciężko zapisać, żeby ciężko zmieścić na plakacie. My mamy takie ciągotki, wiesz? Żeby było niemedialnie.

M: Takie, żeby było drętwe, tak jak w latach 70. właśnie się nazywały zespoły polskie.


Podobno można powiedzieć, że wasz zespół to interes rodzinny. Powiecie coś na ten temat?

M: Tak, jak mówił Kuba, gdzieś tam ten pierwotny materiał, pierwociny naszego materiału były tworzone przeze mnie i mojego brata w naszym pokoju – brat grał na basie, ja na gitarce i tworzyliśmy teksty. Czyli Marek i Krzysiek. Później… a w tej chwili można powiedzieć, że Kuba (gitarzysta) jest już naszym szwagrem, bo z Krzyśkiem mamy jeszcze siostrę, która na przestrzeni lat została żoną Kuby.

K: A, i jeszcze Krzysiek, czyli brat Marka, ożenił się w międzyczasie z Anetą, czyli jak gdyby już 4 osoby, owszem, jesteśmy już spowinowaceni jak najbardziej. Oprócz tego mamy w zespole dwóch braci, czyli trębacz i basista, to też są rodzeni bracia. No i mamy jeszcze dwóch rodzynków. Gdzieś się próbują wżenić, ale…

…ale jeszcze to nie nastąpiło.

K: Dokładnie. Tak że w tym względzie, jest to rzeczywiście interes rodzinny.    

B: Ja nie wiem, na co „Rożek” (perkusista – przyp. R) czeka, bo on jest już stary.

M: Marcin „Bocian” ciągle czeka aż „Rożek” mu zaproponuje. (śmiech)

K: Dokładnie. I już będzie wszystko elegancko sparowane. (śmiech) My jesteśmy przede wszystkim paczką przyjaciół i może też po części temu ten zespół tak długo dorastał, dojrzewał do jakichś nagrań, do tej formy, żeby i nas to satysfakcjonowało. Oprócz tego, że to jest zespół, który gra na scenie, my spędzamy ze sobą dużo czasu i generalnie, wydaje mi się, można powiedzieć, że jesteśmy paczką przyjaciół.    


Czy to właśnie przez to dojrzewanie, dorastanie, zagraliście tak mało koncertów na przestrzeni kilku ostatnich lat?

M: Szczerze, to akurat nie ma nic wspólnego z naszym byciem rodziną albo niebyciem nią, tylko raczej z tym, że wszyscy jesteśmy, że tak powiem… Mamy swoje lata – po pierwsze. Każdy ma swoje tematy. A po drugie, jak się ma 17, 18, 19 lat, to jest ciśnienie, żeby tylko dla imprezy po prostu grać, wszędzie gdzie się tylko da itd. Po prostu, żeby tylko była impreza. A tak naprawdę, kiedy już – ja mówię za siebie – mijają lata, no to nie ma aż takiego ciśnienia, żeby po prostu grać ze wszelką cenę wszędzie przed kimkolwiek gdziekolwiek, dla nikogo itd. Głównie jest taki problem, że nas jest dużo w zespole, więc jakby zorganizować wypad na koncert poza powiat oświęcimski to są koszty itd. Choć może troszkę nas rozpieściła tutaj publiczność lokalna, że na wszystkich koncertach w okolicy zawsze mieliśmy full. A dobrze zdajemy sobie sprawę, że jadąc gdziekolwiek dalej będzie nam trudno, po pierwsze dostać jakąkolwiek sensowną propozycję za granie koncertu, mówiąc o kwestiach finansowo-organizacyjnych, bo to się wiąże z tym, że tak naprawdę poza naszym powiatem niewiele osób jesteśmy w stanie, czy może byliśmy w stanie, zgromadzić, bo – mam nadzieję – że jakoś ta płyta czy teledyski teraz wydane tą sprawę, chociażby po trochu, pomogą powoli zmienić.

K: Ja też myślę, że w ogóle brak nagrań zespołu też…

B: Tak, tak.

K: Do pewnego momentu to było spoko, bo powiedzmy Arka Taty Marka, tak jak Marek tutaj wspomniał, i potem Bizony, lokalnie nigdy nie mieliśmy problemów, ale to tu też nas rozpieściło i jakoś zawsze temat tego nagrania… zawsze coś gdzieś. Nawet kiedyś po drodze coś tam nagraliśmy w jakimś studiu w Katowicach dawno temu, ale nie byliśmy z tego zadowoleni i generalnie wszystko, co zespól miał to były jakieś proste nagrywki z koncertów i to też utrudniało promowanie. Tak więc do kupy, jak to wszystko zebrać, no to…

M: Ale też trzeba przyznać, że chyba głównym powodem tego wszystkiego jest to, że jesteśmy – tak szczerze mówiąc – chyba strasznie niezdarni organizacyjnie. Jeden ma piłkę, gra w piłkę, więc ma w zasadzie weekendy, treningi i wszystko pozajmowane. Drugi robi zdjęcia i też jeździ ciągle gdzieś na wyjazdy. Każdy ma jakąś tam robotę.

K: Aneta jeszcze studiuje, żeby było śmiesznie.  

M: I tak naprawdę, ciężko znaleźć taką na maksa spinę motywacyjną , żeby… Ale też nas jest ośmioro, więc… jak się gra w trzech to łatwiej się zdyscyplinować. I też nie mieliśmy, tak szczerze mówiąc, nigdy ciśnienia na jakieś zaistnienie, jakiś sukces, na jakąś tam sławę. Wiesz, o co chodzi.



Wspomniałeś, że jeden gra w piłkę, ktoś studiuje, a czy ktoś jest związany zawodowo z muzyką? Może jest nauczycielem muzyki, może gra w jakiejś orkiestrze?

B: Z WF-u nauczyciel nie mógłby być?

Mógłby, ale…     

M: W tej chwili nie. Nasz były perkusista, który gra z nami przez cały czas, faktycznie jest związany z muzyką, jest po studiach muzycznych? Nie, nie po studiach. Po wyższej szkole muzycznej. Uczy w szkole, uczy grać na instrumentach, w zasadzie żyje z muzyki, można powiedzieć, tylko i wyłącznie. No, ale też w pewnym momencie, nie tak dawno – 3 lata temu, odszedł gitarzysta, odszedł perkusista, bo założyli zespół weselny. Nie mieli czasu, no i też ten rozpierdol organizacyjny, to że nic nam się ciągle nie udawało zmontować tak naprawdę i się zebrać jakoś mocniej, to spowodowało to, że postanowili pójść w stronę zarobkową.

K: A ja tam skończyłem też jakąś szkołę muzyczną, już starszym będąc, ale od tego czasu to mnie Marek opierdziela, że słabo gram. Nie wiem, czy to poczytać sobie za sukces, czy nie.

Jak długo powstawał materiał na waszą płytę? Dojrzewał, dojrzewał, aż w końcu weszliście do studia i po prostu nagraliście, czy tam dłubaliście w tym studiu noce i dnie?

M: W samym studiu praca była błyskawiczna niemalże, bo jak na taki duży skład…

K: I jeszcze skład bez doświadczenia, ponieważ większość z nas nie miała doświadczenia w studio, a płytę „huknęliśmy” w 10-12 dni w sumie. Wszystkie ślady.

M: Praca w studiu była błyskawiczna. Wątpliwość była związana z tym, że tak, jak właśnie pytasz, ten materiał w zasadzie jest przeglądem całego naszego grania od początku. Są kawałki, tak jak np. „Pogoda” (czyli kawałek, w którym na teledysku kopiemy piłkę) czy „Jamajka”, które powstawały jeszcze, kiedy dłubałem z Krzyśkiem w naszym pokoju.

K: A „Kiełbasy”?

M: Nie, „Kiełbasy” później. To już jest piosenka żonatego mężczyzny.

K: No generalnie na tej płycie masz, można powiedzieć, przekrój 10 lat. Tak naprawdę. Bo są tam też kawałki takie, które w sumie jakoś przed studiem powstawały. W ogóle przed wejściem do studia, trzeba powiedzieć, zespół naprawdę dużo pracował.

M: Ale w zasadzie, w ciągu roku przed studiem powstała tylko „Jawka”. To sobie wyobraź, że na rok czasu przed wejściem do studia powstał tylko jeden kawałek. Takim jesteśmy płodnym zespołem.     

K: Bo to też tak trochę może Maro trywializuje, bo jednak pracowaliśmy nad aranżami tych numerów przed nagraniem tych numerów, przed nagraniem płyty rok było takiej ostrej pracy, w sensie takim, że i nagrywaliśmy to na próbach, obsługiwaliśmy, chłopaki z Vespy tego słuchali, też były jakieś tam sugestie, więc generalnie była praca, tylko może trochę inaczej na to patrzymy. No, bo dla Marka często, wydaje mi się, proces pisania kawałka to ty masz napisanie tekst i melodię.

M: Nie, ja mówię materiał, czyli tą bazę.  

K: No właśnie, a dla nas to jest dopiero baza i my potem z tym siedzimy i dłubiemy długo.             
             
M: To trzeba tak powiedzieć, że ten materiał, jako materiał powstawał od 10 lat i to w zasadzie bardziej w tym pierwszym okresie, a aranże zostały zrobione już niemalże na przestrzeni 1,5 roku przed studiem, kiedy przyszedł do nas obecny gitarzysta Marcin „Bocian”, obecny perkusista – „Rożek”, basista nowy – brat Bartka, trąbki.

K: Właśnie, bo to też temu na pewno tyle zajmowało to wszystko. Pomyśl, no że zawsze, jak zmienia ci się człowiek z zespołu, to trzeba z nim ten materiał od początku zrobić, a u nas naprawdę tych ludzi się przewinęło.



Część utworów na płycie jest jeszcze z czasów Arki Taty Marka, prawda?    

K i M: Tak, tak.

Bodajże „Pogoda”, „Pomidory”.

K: „Pogoda”, „Pomidory”, „Jawka”.

M: „Jamajka”, „King of Ska”.

A macie w zespole podział obowiązków? Jedna osoba pisze teksty, inna tylko muzykę, czy jest proces twórczy, wszyscy siedzicie razem i tu jedna osoba coś podpowie, tam jakaś inna?

K: Czołowym twórcą jest tutaj Marek, szczególnie, jeśli mówimy o tych utworach nieinstrumentalnych, no bo jednak bazę do tych numerów bardzo często generuje Marek. Tekst jest zawsze jego i dość często też jest tak, że to on przynosi tę linię melodyczną, a my już potem tylko bawimy się w aranże itd. Ale też ostatnimi czasy jest tak, że czasami to my wygenerujemy Markowi jakąś melodyjkę, a on sobie do tego daje tekst i po prostu tak to powstaje. Tak ostatnio powstał np. kawałek „Kredyty”.

M: Ale jego nie ma na płycie.

K: Dokładnie, bo to już powstało jakoś… nie zmieścił się, o.

A dlaczego zdecydowaliście się wydać płytę własnym sumptem? Próbowaliście zainteresować tym materiałem jakieś wydawnictwo, czy od razu była decyzja „wydajemy sami” i tyle?

K: Wiesz co, próbowaliśmy, ale po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, po zasięgnięciu też trochę języka u starszych kolegów, i to nie tylko z branży, z nurtu ska, stwierdziliśmy, że…   

M: Mogliśmy to oddać, bo mieliśmy propozycję od jednej takiej niszowej wytwórni, żeby oddać to im do wydania, ale stwierdziliśmy, że w zasadzie i tak nic z tego nie będziemy mieli, a poza tym nawet jeszcze stracimy nad tym kontrolę, a ta wytwórnia w sumie to niewiele więcej pewnie mogłaby nam zaproponować niż my sami jesteśmy w stanie zrobić.

A próbowaliście uderzać do jakiejś zagranicznej wytwórni?

K: Owszem.

M: Do Bucketa.

K: W sumie to tym pytaniem to mi przypomniałeś, że zapomnieliśmy się do niego odezwać po wydaniu płyty. Nie wiem, czy ten temat ci tu rozwijać nawet, czy nie.

Jak najbardziej.

K: Bo wysłaliśmy demo rzeczywiście do Bucketa z Toastersów, no i w sumie to chyba mogę powiedzieć, że się podjarał i prosił, żebyśmy mu przysłali gotowy materiał. A my tego nie zrobiliśmy… ale będziemy kuli temat.

M: To jest przykład naszej sprawności organizacyjnej.

K: Wiesz, Bucket z Toastersów, którym ja się jaram całe życie, mówi mi, że spoko i że chętnie to popromuje w Europie, a my sobie o tym przypominamy, jak ty się nas o to pytasz. Pół roku po fakcie.    

M: Tak że, jakby był jakiś fajny menadżer, który by chciał spróbować...

K: Dokładnie. To my go kochamy i potrzebujemy.


Niedługo The Toasters będą w Polsce, więc będzie okazja. 15 kwietnia w Warszawie, a dzień później w Krakowie.

M: Przypuszczalnie ten menadżer popełni samobójstwo po 2 miesiącach współpracy z nami, kiedy na przykład okaże się, że zaklepanych było 5 terminów koncertów i na żadnym nie mamy czasu zagrać.

Wrócę jeszcze do zagranicznych wytwórni. Często te wytwórnie wydają różne kompilacje. W zeszłym roku, np. utwór Las Melinas znalazł się na „Skannibal Party vol. 11” wydanym przez Mad Butcher Records. Niedawno wytwórnia Rocking Records szukała chętnych kapel grających early reggae. Naprawdę to dobra forma promocji.

M: Powiem ci dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że my ten materiał mieliśmy chyba już przez pół roku i nie potrafiliśmy w ogóle wiele z nim zrobić.

K: Pół roku zajęły nam prace wydawnicze.

Ale wydawaliście sami, więc to już jest jakieś usprawiedliwienie.    

M: Tak naprawdę to, co zrobiliśmy można było zrobić w 1,5 miesiąca, jak byśmy mieli po 18 lat i spinkę na to, żeby to jak najszybciej poukładać.

K: Dokładnie.

M: To by to zajęło 1,5 miesiąca. Nam to zajęło pół roku, bo tak naprawdę – tak, jak mówię - nikt się nie poczuwał, nikomu tak do końcu nie chciało się w to na maksa zaangażować.

Generalnie, już zostawiając wątek wydawnictw, większości (właściwie to prawie wszystkim) znanych mi ludzi, niekoniecznie słuchających na co dzień ska, wasza płyta bardzo się podoba. Jest jednak pewna rzecz, do której sporo osób się przyczepia. Zgadnijcie, do czego konkretnie.

K: Zbyt, nie wiem, taka delikatna?

Nie. Chodzi o teksty, że są głupie, niepoważne. Dla mnie akurat to jest plus, że jakaś kapela ska wychodzi poza pewien liryczny kanon. Wy śpiewacie np. o kiełbasie. Dla mnie to jest plus, dla innych niekoniecznie.

M: No wiesz co, mówię cały czas za siebie, ja nigdy nie miałem ciśnienia na to, żeby być zaakceptowanym przez jakąkolwiek scenę, środowisko.

K: My po prostu chyba tacy trochę jesteśmy.

M: No właśnie. Na przekór, wiesz.

K: Ja nie wiem, czy to jest, że robimy na przekór. Mnie się wydaje, że po prostu ta płyta nas oddaje. No my tacy jesteśmy trochę. Marek ma taki, a nie inny dystans do życia i stąd pewnie takie, a nie inne te teksty. Ja na przykład długo miałem takie rozterki, bo ja mam jakby troszkę inne inspiracje muzyczne niż tutaj Marek, Krzysiek. No summa summarum to zawsze rozbija się o ta Jamajkę, ale gdzieś tam w detalu jest coś innego. Ja też przez pewien czas miałem z tym problem, z tą warstwą tekstową, ale summa summarum to jesteśmy my. To jest naprawdę szczere. Myślę, że możemy tak śmiało powiedzieć. Te teksty to są w większości prawdziwe przeżycia Marka, chyba wszystkie. Te teksty są jakimś punktem zapalnym, były wydarzeniem w życiu Mara, a to, że on ubiera to w takie, a nie inne słowa to już jest detal.      

Wspomniałeś o inspiracjach. Duży jest przekrój waszych inspiracji? Powiedziałeś, że głównie rozbijają się o Jamajkę, ale pewnie słuchacie też innych rzeczy.

K: Oj tak.


Zabrzmiało groźnie.

K: Znaczy wiesz, groźnie. No bo o tyle, o ile ja mógłbym o sobie powiedzieć 5-10 lat temu, 10 bardziej, że słucham rzeczywiście ska i słucham punk rocka, bo tak miałem wtedy, to teraz kocham muzykę jako taką i po prostu szukam rzeczy świeżych, i czy to jest elektronika w tym momencie, czy to jest jazz, czy ciągnie mnie gdzieś w stronę folku, to dla mnie nie ma znaczenia. Jeśli to jest dobra nuta to ja jej słucham, jeżeli mnie inspiruje to jej słucham. Jeżeli jest słaba to może to być równie dobrze ska, co punk rock czy hip-hop. Po prostu ja o tym zapomnę.

A reszta?

K: Jeśli mógłbym dodać za tych, których nie ma, bo ci, którzy są pewnie zaraz sami będą się bronić, to wydaje mi się, że mamy to szczęście, że generalnie jesteśmy dość otwartymi muzycznie głowami. Bo u nas naprawdę przekrój tych inspiracji, jakbyś to wypisał, to byś zrobił encyklopedię muzyki rozrywkowej.

M: Ale właśnie ja się nie zgodzę z Kubą. Wiesz dlaczego? Bo graliśmy w zespole na początku, tak jak była Arka Taty Marka i wiesz, że tam właśnie tak było. Byli ludzie z bajki rock’n’roll i jakieś takie te, i oni tak naprawdę grali z nami ska w ogóle tej muzyki nie słuchając. A w tej chwili…

K: Ok, ale zawsze trzonem jest Jamajka.

M: Wszyscy z nas, każdy w zasadzie niemal, jest mocno utopiony w muzyce reggae, ska, ska-jazz, ale naprawdę możemy powiedzieć, że dopiero teraz, w tym momencie 100% składu jest naprawdę ludzi, którzy…

K: Chcą grać ska.

M: I którzy słuchają ska na co dzień.

K: Tak, ale nie tylko ska. Gdybyś chciał jakieś konkretne inspiracje to dla mnie na przykład megamistrzem i gościem, który zawsze mnie inspirował i będzie inspirował jest Tim Armstrong (amerykański gitarzysta i wokalista, współzałożyciel zespołu Rancid, założyciel wytwórni Hellcat Records, jego ostatni projekt to Tim Timebomb – przyp. R).

M: Kuba, ty jesteś w sumie taki trochę dalej wysunięty z tym wszystkim.

K: Właśnie, dokładnie.  

M: A cała reszta, wiesz. Ja myślę, że każdy gdzieś jest zafascynowany muzyką reggae. Mniej lub bardziej.

K: Ja na przykład najmniej.

M: A Kuba najmniej. Dlatego mówię, że Kuba jest jakby trochę wysunięty, dlatego że jeśli chodzi o otwartość u innych, to ona nie jest taka duża. Ta otwartość nie jest taka duża, bo raczej nikt na co dzień nie słucha, tak na maksa, jakiegoś rock’n’rolla czy tam coś. 

K: Ja ci powiem tak, ja zaczynałem od ciężkiego grania, ale szybko ukierunkowałem się na daną muzykę i to była akurat muzyka… faktycznie zacząłem od muzyki reggae i jakoś gdzieś tam to ewoluowało, coraz głębiej drążyłem ten temat i skończyło się po prostu na typowym „deepie”, typowo rootsowej muzyce. No i tak zostało, ale nie mówię, dość często, codziennie praktycznie słucham sobie kawałków naprawdę starych – czy Franka Sinatry, czy…

M: Paweł słucha jazzu.

K: Też mi się zdarza często słuchać. Stara muzyka, tak lata 60. do 80., taką muzykę.   

B: Ja też na przykład uwielbiam takie klimaty.

M: Tak, tylko że bardzo często w zespołach jest tak, że z tych 6 ludzi, którzy grają w jakimś tam gatunku, to tak naprawdę 3 jest z bajki, 3 jest zupełnie nie z bajki.

K: Dokładnie. To u nas tego nie ma. U nas wszyscy kochają ska, kochają rocksteady.

M: U nas wszyscy generalnie, można powiedzieć, wychodzą od muzyki jamajskiej. Wszyscy wychodzą z muzyki jamajskiej, w różne strony.

K: Część z nas ma dużo szersze horyzonty niż tylko roots.

M: Chociaż, ja bym chciał dodać, że ja na przykład swojego czasu słuchałem i gdzieś tam ciągle mam jakiś sentyment, bardzo mocno lubię muzykę street punkową, oi!-ową. Zresztą Krzysiek, mój brat, również. Gdzieś tam pozostały te pierwociny, choćby pod względem tekstowym i jakby takiego nie klimatu nawet, nie chodzi o stylistykę, o takiego ducha gdzieś tam tego wszystkiego. (śmiech) Uważam, że to tam ciągle jest, gdzieś tam.      


Wasza, tak jak mówicie, „muzyczna schizofrenia” jest dla mnie plusem, ale słychać, że macie jakieś wspólne korzenie, muzyczne zainteresowania, a przede wszystkim, że lubicie to, co robicie. Taki mały, ale istotny szczegół.

B: Tak, ale wydaje mi się też, że my na tyle teraz zgrywaliśmy się i zgraliśmy się, to jak się tą muzyką bawiliśmy, jak to ewoluowało przez dłuższy okres czasu, to wydaje mi się, że teraz jest nam zdecydowanie łatwiej połączyć i łączymy to w tym momencie – elementy jazzu ze ska, no bo to, że tak powiem, pasuje jak pięść do gęby.

K: Wydaje mi się, że po prostu gdybyś usłyszał te nowe kawałki, które się dzieją, to są już takie troszkę nowe kawałki, troszkę inne. Może nie w klimacie, bo klimat jest ten sam, ale generalnie…

M: Ja spuentuję to tak, że jak spotykamy się na imprezach, a spotykamy się, jak to rodzina, bardzo często, to w zasadzie ktokolwiek cokolwiek nie puści to najczęściej się wszystkim podoba, więc to chyba jest wyznacznik tego, że raczej wszyscy żyjemy w tej samej mniej więcej bajce.

K: Dokładnie.

M: Czasem Kuba jest skreślany, bo tam coś wymyśli, jakąś nowość ze świata, no i się nie przyjmie, ale generalnie…

K: Jak Mara nie ma na salce i sobie coś puszczamy nawzajem to wszystko wszystkim „siada”. (śmiech)

A czy są artyści, z którymi chcielibyście kiedyś współpracować, nagrać coś, może zagrać na jednej scenie?

K: Tim Armstrong. Ja ze Stonesami bym chciał. I o Beatlesach też myślimy! (śmiech) Wiesz co, my możemy uchylić rąbka tajemnicy, tak bardziej przyziemnie, ale dla mnie to jest naprawdę megawspaniały artysta, chociaż w sumie to tutaj w zespole to chyba tylko ja mam taką „zajkę” na gościa…

M: Że co?

K: Zigi Litvin. Nie wiem, czy słyszałeś o takim gościu. To jest muzyk, artysta z Krakowa. Będzie remiks naszego kawałka, więc to z takich najbliższych planów. Możne nie wspólny występ, bo nie będziemy chyba koncertować razem, natomiast będzie w takiej ciut bardziej tanecznej wersji remiks naszego kawałka. A na przyszłość? Nie wiem. Ja się upieram – Tim Armstrong. Chłopaki?

M: Ja szczerze mówiąc nie mam takich pomysłów. Powiem ci, że jak chodziłem na studia -  jeszcze nawet na gitarze nie grałem, znaczy uczyłem się, gdzieś tam klepałem, jakieś tekściki pierwsze wymyślałem – i słuchałem Toastersów, to pamiętam jedną imprezę, jeszcze nawet zespołu nie miałem żadnego, powiedziałem: zagrać kurwa koncert ska i umrzeć przed Toastersami! No i zagraliśmy przed Toastersami w Rude Boyu (klub w Bielsku-Białej – przyp R), no ale nie umarłem jeszcze, na razie. (śmiech) Chociaż teraz już tak bardzo Toastersi nie rzucają mną po ziemi.

K: Właśnie, bo jak teraz tak sobie o tym myślę, to dla mnie tych parę lat wstecz, taki koncert Toastersami, nawet koncert z chłopakami z Vespy, to po prostu to było, za przeproszeniem, kurwa mać ja pierdolę. No przecież myśmy byli bajtle jeszcze, no może nie bajtle, ale młodziaki i chociażby te koncerty to… Ja jeszcze tam miałem przyjemność kiedyś grać w Bomb The World i tam też supportowaliśmy z Bomb The World parę takich zespołów, które no dla mnie to byli bohaterzy młodości, więc nie wiem, czy jakoś tak teraz, nie odbierz tego źle, ale może po prostu… już o tym nie myślimy.

M: Jak bym mógł to bym chciał zagrać przed Madnessami.    

K: No tak, to na pewno. Dokładnie. Przed Madnessami to jest ten…

W takim razie Panna Marzena i Bizony na Heineken Open'er, bo chyba tylko Heineken stać na Madnessów? (zagrali na Heineken Open'er Festival w Gdyni w 2009 r. – przyp. R.)

K: Piwa, by nie starczyło dla zespołu naszego. (śmiech)

B: Ale na to też byłoby ich stać.  

M: Ja nie wiem, czy bym się odnalazł na tak dużej scenie.

K: Ja nie mam kabli takich długich. Na pewno.   
   
W zeszłym roku nagraliście piłkarski klip do „Pogody”. Jesteście fanami piłki nożnej, sportu?

K: Sportu na pewno. Piłki nożnej to już tak w detalu, ale tak. Jak najbardziej.

B: To była taka myśl, żeby zrobić po prostu coś, coś żeby gdzieś zaistnieć w tym internecie jednak, żeby się tam pokazać.

K: Chcieliśmy się wstrzelić na to Euro.

B: Tak, że coś jest, jakiś event w Polsce organizowany dość duży, gdzie trafia do kilkunastu milionów ludzi na świecie, no i tak pomyśleliśmy, że tak będzie łatwiej.

M: Tak à propos to chciałbym ci uświadomić moje poświęcenie w tym momencie, bo właśnie Arsenal gra z Bayernem Monachium.

K: Tak naprawdę dla Marka i dla Krzyśka to na przykład piłka nożna to jest kawał ich życia.

M: Krzychu, mój brat, jest piłkarzem gdzieś tam na poziomie okręgówki, trenerem, trenerem juniorów. Ja też gdzieś tam się w piłkę bawiłem i nawet byłem dziennikarzem sportowym swego czasu. Ciągle lubię ligę angielską. (śmiech)



Niedługo kończymy, więc może jeszcze zobaczysz końcówkę meczu. Nie można się aż tak poświęcać.

(śmiech)     

Chciałbym się dowiedzieć kilku technicznych szczegółów o waszym albumie, np. kto jest odpowiedzialny za szatą graficzną itd.

B: Takie rzeczy, jak szata graficzna, projekty robił nasz znajomy.

K: Któremu bardzo chcielibyśmy podziękować. Bardzo!

B: Podziękować za to, że nam po prostu pomógł zrobić to i zrobił to naprawdę bezinteresownie. Uznamy, że tak powiem kolokwialnie, miał po prostu na to zajawkę. Chodzi o SZYMONA KUŚMIERCZYKA. On brał udział też w kilku takich naprawdę fajnych projektach, plakatach, gdzieś jakieś filmy tudzież też jakieś okładki na płyty robił wcześniej. Naprawdę wykonał kawał dobrej roboty. Troszkę to trwało, bo robił to poza czasem swojej pracy, no i dał nam też po prostu namiary na wytwórnię, gdzie wytłoczą tą płytę, gdzie wydrukują tą całą okładkę, te digipacki. Pomógł nam bardzo dużo, jeżeli o te rzeczy chodzi.



A mastering, miksy? Chłopaki z Vespy, czy wy też tam coś dłubaliście, że się tak wyrażę?

M: Mastering i miksy były robione przez Darka, który nas nagrywał, jest właścicielem studia, w którym się nagrywaliśmy i one były robione przez niego, z konsultacjami chłopaków z Vespy. To tak wyglądało, ale to nie robili chłopcy z Vespy, tylko po prostu robił ten Darek.

K: Kab-Art. Studio.

M: Puszczał im i nam oni jakby swoje sugestie do tego dodawali.

K: Po konsultacjach też z nami, bo zawsze tam nam jakieś rzeczy podsyłali, no i była tam rozmowa na ten temat, jak byśmy chcieli, żeby to miało wyglądać, brzmieć.

Dobrze wiedzieć, bo gdzieś tam w necie wciąż, jeśli ktoś pisze o waszej płycie, to przewija się wątek Maćka i Krzaka z Vespy. Do tej pory myślałem, że to właśnie oni was nagrywali, że oni byli odpowiedzialni za wszystkie techniczne sprawy.

K i M: Nie, nie.

K: Ale gdybyś w ogóle mógł to wpleść (co niniejszym czynię – przyp. R), bo naprawdę ten człowiek w tym studiu robi tak dobrą robotę w kwestii nagrywania… bo ja akurat miałem tam przyjemność nagrywać wcześniej 2 czy 3 płyty, więc jakieś doświadczenie z tym mam. Po prostu warunki pracy, jakie nam ten człowiek zapewnił, jego cierpliwość, w ogóle to studio. Jesteśmy mu megawdzięczni, megadobrą robotę wykonał. DAREK KABACIŃSKI z KAB-ART STUDIO.

M: Tak naprawdę, powiem ci, przy pracy nad tą płytą, któryś z chłopaków z Vespy był cały czas. Któryś z nich zawsze był przy tym nagraniu.

K: Oni byli producentami po prostu. Ich założeniem, na samym starcie, było to, żeby ona była jak najbardziej naturalna.



Zaczęliśmy dość standardowo, więc i zakończmy w taki sposób. Czy chcielibyście coś jeszcze powiedzieć czytelnikom?

K: Na pewno chcielibyśmy zachęcić do sprawdzenia naszego materiału, który jest dostępny na stronie www.pannamarzenaibizony.pl. Jeżeli komuś wpadnie to w ucho i jeżeli ktoś chciałby docenić nasza pracę to zachęcamy do kupna płyty, którą – tak, jak wspomniałeś - wydaliśmy własnym sumptem i w pewnym sensie no jesteśmy z tego dumni. Przynajmniej ja jestem dumny z zespołu, z chłopaków i chcielibyśmy może powiedzieć młodym zespołom, które gdzieś coś tam kombinują, że nie ma co narzekać, że w Polsce jest bieda, bo spokojnie nawet grając taką muzykę, jak u nas, można nagrać płytę.

M: Ja bym chciał jeszcze powiedzieć takie coś, że jeżeli są ludzie, którym się podoba nasza muza i gdzieś tam coś działają na scenie czy nie, to bardzo byśmy byli wdzięczni i chętni za to, żeby nam pomóc gdzieś tam, zaprosić nas na przykład, pomóc zorganizować jakąś imprezę gdzieś poza rogatkami powiatu oświęcimskiego.

K: Prawo jazdy mamy, dojedziemy.      

B: Ja bym chciał dodać, że wszyscy ludzie, którzy słuchają ska, są na to w jakiś sposób zajawieni, żeby pchali, ciągnęli tą muzę po całej Polsce, żeby się robiła taka mała rodzina i żebyśmy mogli sobie wszyscy nawzajem pomagać.

Jak to określili twórcy filmu „Ska Delight”, połączmy wszystkie ska kropki. Wy jesteście jedną z nich. Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony czas.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz